Ostatnio miałem przyjemność zaznajomić się z terminem wolności negatywnej i pozytywnej. Koncepcja takiego podziału już intuicyjnie wzbudziła we mnie sceptycyzm. Mimo tego postanowiłem pochylić się nad tym zagadnieniem i przeanalizować je z punktu widzenia libertarianina deontologicznego. Jednocześnie chciałbym zaznaczyć, że w poniższym tekście staję w kontrze do utylitarystów stosujących w etyce sąd przyjemności i cierpienia, a nie do libertarian konsekwencjalistycznych.
Z punktu widzenia etyki libertariańskiej podział wolności słowa na pozytywną i negatywną nie występuje. Wolność słowa nie jest propozycją rozwiązania problemu krzywdy słownej a prawem wynikającym z praw własności. Tutaj jest to prawo do samoposiadania. Ograniczenie wolności słowa prawem pozytywnym to ingerencja w samoposiadanie się jednostki. Etyka libertariańska nie analizuje świata przez pryzmat problemów w nim obecnych, ona najpierw określa prawa jednostki, analizując bezpośrednio jednostkę, a potem dopiero, w ramach określonych praw, szuka rozwiązańLewicowi utylitarni etycy i filozofowie natomiast proponują podział na wolność słowa pozytywną i negatywną, a granicę wyznacza to, czy z wolności tej wynika więcej cierpienia, czy przyjemności. Tylko że taki podział jest relatywny i sprowadza się ostatecznie do subiektywnego sądu opartego na emcocjach…
Schemat rozwiązywania problemów:
Sąd w etyce utylitarnej przyjemności/cierpienia:;
Problem -> Rozwiązanie -(sąd przyjemności/cierpienia) -> Wcielenie/odrzucenie rozwiązania
Libertariańska etyka i jej ogólny model sądu:
[Określenie praw własności, które już zostało dokonane w przeszłości] -> Problem -> Znalezienie Rozwiązania -(sąd zgodności/braku zgodności z prawem własności) -> wcielenieWcielenie/odrzucenie rozwiązania
Nakreślenie problemu związanego z sądem utylitarnym: Głównym argumentem przeciwko utylitarnemu sposobowi rozwiązywania problemów jest fakt, że używane do utylitarnego osądu wartości niemierzalne i odwołują się jedynie do ludzkiej intuicji moralnej, co prowadzi do wydawania sądów opartych na emocjach. Przez coW rezultacie czego każdy sąd jest relatywny i niewiążący.
Casus kota:
Dylemat dla utylitarystów. Mieszkająca samotnie osoba posiada kota. Do domu obok wprowadza się rodzina. Kot często odwiedza mieszkającą po sąsiedzku rodzinę, a członkowie tej rodziny przyzwyczajają się do niego. Po pewnym czasie rodzina zwraca się do samotnego sąsiada z propozycją odkupienia zwierzaka. Ten odrzuca ich propozycję, jednak oni nie mają zamiaru zrezygnować i coraz bardziej nalegają na transakcję. Zwaśnione strony zwracają się do ciebie z prośbą o rozstrzygnięcie sporu, na co się zgadzasz. Jaka byłaby twoja decyzja – komu przyznać kota?
Dla libertarianina odpowiedź będzie niezwykle prosta_kot jest własnością tego, kto wszedł w jego pierwotne posiadanie. i każdy libertarianin się z tym zgodzi. Utylitaryści natomiast będą debatować, oceniając i wartościując, które z rozwiązań skutkować będzie mniejszym cierpieniem i większą przyjemnością.
Niemożność ukarania z perspektywy dyskursu libertariańskiego:
Proporcja kary do czynu 2:1:; W w myśl rRothbardiańskiej zasady, dwoje oczu za jedno oko, ofierze agresji przysługuje rekompensata w stosunku 2:1, Kara tj. kara i zadość uczynienie.
Jak natomiast:
1) ;1) zwrócić komuś obrażenia psychologiczne;
2) zmierzyć krzywdę?
Bezpośredni problem:
Podział wolności słowa na wolność pozytywną i negatywną zawsze w ostatecznym rozrachunku doprowadzi do konieczności oceny moralnej i intuicyjnego podziału na dobro i zło, w związku z czym wynik sądu nie będzie uniwersalny, a subiektywny, uzależniony od osoby sędziego.
Rozwiązanie problemu z perspektywy libertariańskiej:
W libertarianizmie istnieje takie narzędzie jak „physical removal”, czyli ostracyzm społeczny (i nie, nie jest to zrzucanie opozycji z helikoptera do morza😉). Na czym polega ta metoda? Jeżeli jakieś zachowania danej jednostki nam nie odpowiadają, możemy jednostkę dyskryminować, a także zachęcać innych do jej dyskryminowania, by w ten sposób bez użycia siły wymusić pożądane zachowania bez użycia siły. Pozwolę sobie to zobrazować przykładem:
Katolickie miasteczko, jeden z mieszkańców na forum obraża instytucję Kościoła. Następnego dnia jak co dzień wybiera się na zakupy do lokalnego spożywczaka. W sklepie okazuje się, że oferowane mu ceny są 25% wyższe niż dla pozostałych klientów. Wieczorem ma ochotę wybrać się do kina, jednak właściciel odmawia mu sprzedaży biletu… Jak może skończyć się taka sytuacja? Mieszkaniec może zmienić swoje zachowanie i dostosować się do innych albo przeprowadzić się gdzieś, gdzie jego poglądy nie będą wywoływać takich reakcji. Oczywiście pod opisany mechanizm można podłożyć dowolne zachowania niepożądane.
Nie spotkałem się w sumie z ujęciem dychotomii wolności pozytywnej i negatywnej w sensie utylitarnym jako powodującej więcej i mniej cierpienia. Szkoda że nie zdefiniowałeś pojęć na samym początku bo z ich użycia w sumie nie wypływa definicja.
Wolność pozytywna i negatywna w koncepcji Isaiaha Berlina przedstawiona w „Dwóch koncepcjach wolności” to najprościej mówiąc zobowiązania(wolność pozytywna) i prawa(wolność negatywna). Oczywiście można to traktować dwojako albowiem prawo do czegoś jednocześnie zobowiązuje wszystkich innych do przestrzegania go tj. w przypadku gdy posiadam prawo do własnego ciała wszyscy inni są zobowiązani nie pogwałcać tego prawa.
W kwestii wolności słowa to oczywistym jest, że to jest jak najbardziej „zbywalne” z racji praw własności albowiem jeżeli ktoś wygłasza nieprzychylne mi tezy w moim domu to mam prawo go wyprosić. Czy to ograniczy jego wolność słowa? Jak najbardziej. Czy będzie pogwałceniem libertariańskiej teorii? No nie. A zatem wszystko sprowadza się do stwierdzenia Rothbarda: „Wszystkie prawa człowieka są prawami własności”.
Idąc dalej to przeciwnie do artykułu zobowiązania w sensie wolności pozytywnej jak najbardziej występują w filozofii libertariańskiej aczkolwiek tylko w dwóch przypadkach:
1) Na skutek aktu agresji naraziliśmy kogoś na niebezpieczeństwo np. wyrzucając kogoś za burtę statku;
2) Na skutek umowy w której zobowiązaliśmy się do danej czynności np. pracy najemnej.
Kończąc, nie wiem w jakim celu koncepcja fizycznego usunięcia została tutaj poruszona skoro nijak ma się do tematu wolności pozytywnej. Jeżeli ktoś dołącza do danego stowarzyszenia kontraktowego to automatycznie zobowiązuje się do przestrzegania umowy na której mocy w ogóle tam zamieszkał. I tutaj faktycznie mogą występować różne pozytywne zobowiązania np. dotacja dla lokalnego kościoła, wspieranie programu tanich mieszkań dla bezdomnych czy inne tym podobne projekty zazwyczaj wpisujące się w kategorię wolności pozytywnej. Fizyczne usunięcie dotyka innych kwestii mianowicie tych które szkodzą danej społeczności ale są w niej(przynajmniej „na papierze”) dopuszczalne tzn. branie narkotyków wśród domostw rodzin z dziećmi, prowadzenie domów publicznych wśród katolickich społeczności czy wynajmowanie pokojów dla latynoskich imigrantów wśród białych suprematystów. I tutaj faktycznie ostracyzm miałby prawdopodobnie miejsce pomimo braku „oficjalnego” sprzeciwu kontraktu. Dalej nie widzę powodu poruszania tematu fizycznego usunięcia w kwestii dychotomii wolności pozytywnej i negatywnej.
Pozdrawiam,
Krisu
problem jest taki że ja nie odnoszę się do koncepcji wolności negatywnej i pozytywnej a konceptu wolności słowa pozytywnej i negatywnej który do konceptu Berlina ma się tak samo jak piernik do wiatraka. Znaczy w bardzo małym stopniu. Sam tekst pisałem z 2-3 miesiące temu i jakoś ostatnio dopiero dostałem korektę a po korekcie. Przejrzałem pobieżnie (mój błąd) zaakceptowałem i tydzień dwa później tekst poszedł na stronę ale z błędami interpunkcyjnymi i buźką której przysiągł bym że tam nie było.
Wstęp i ikonka wprowadzają czytelnika w błąd
Tymoteusz Dolata