Przekonywanie do wolności należy zacząć od naprawy pojęć!
Każdy zna już cytat Konfucjusza o konieczności naprawy pojęć przed potencjalną naprawą państwa. W kontekście tego tekstu pozwoliłem sobie nieco te słowa chińskiego filozofa zmodyfikować – przekonując kogoś do wolności należy zacząć od naprawy pojęć.
Jedne z dwóch najbardziej nierozumianych przez przeciwników wolności pojęć to właśnie wolność oraz równość. Czym jest wolność oraz czym jest równość? Wielokrotnie zdarzało się, choćby na różnych grupach na Facebook’u, że jakiś etatysta pisał „Tak działa wolny rynek”. Z równością jest jeszcze gorzej, gdyż w tym przypadku, co martwi, nawet ekonomiści ceniący wolny rynek potrafią zwracać uwagę na to, że równość płac mogłaby być nieco większa. Czas więc wyjaśnić, czym tak naprawdę jest wolność i równość, i jak rozumieją ją zwolennicy liberalizmu lub innych idei wolnościowych. Brak bardziej szczegółowego podziału na libertarianizm, koliberalizm itd. może kogoś razić, za co z góry przepraszam. Jest to celowy zabieg, aby nie zrobić z tego felietonu tekstu aczytalnego ze względu na swą długość. Będę nas nazywał po prostu wolnościowcami (bez nawiązania do istniejącej w Polsce partii) lub liberałami.
Wolność rozumiana przez liberałów jest zgodna ze słowami francuskiego myśliciela, Alexisa de Tocquevilla, który mówił, że wolność jednostki kończy się tam, gdzie zaczyna wolność drugiej jednostki. Znaczy to tyle, że dopóki nie naruszam w żaden sposób praw innego człowieka to mogę robić wszystko, co mi się żywnie podoba. Mogę więc wypić 1 litr wódki, ale nie mogę nikogo uderzyć pod wpływem alkoholu, a spożyty narkotyk nie będzie żadną okolicznością łagodzącą. Powinienem móc spalić marihuany tyle, ile mi się żywnie podoba, ale w świetle prawa po jej spożyciu będę traktowany w sposób normalny – muszę być świadomy odpowiedzialności za moje czyny, a jeśli obawiam się, że pod wpływem jakiejś substancji mogę kogoś skrzywdzić to sam powinienem oszacować ryzyko takiego zachowania i następnie podjąć decyzję, ale mając świadomość konsekwencji, które mogą mnie spotkać. Niektórzy argumentują w ten sam sposób, ale na gruncie prawa własności i samoposiadania, lecz wysnute wnioski pozostaną identyczne. Zauważalną różnicą argumentacji poprzez własność jest jej większa trwałość, gdyż tak uargumentowaną wolność można oprzeć na prawach naturalnych, które ma każdy człowiek z tytułu bycia człowiekiem.
Przenosząc to na grunt ekonomiczny należy pamiętać o prakseologicznym źródle ekonomii. Ekonomia to tylko (lub aż) jedna z nauk tworzących prakseologię, a więc naukę o ludzkim działaniu. Jest to istotna uwaga, w kontekście przyszłych rozważań o pojęciu równości. Rozszerzeniem idei liberalnej na grunt ekonomiczny jest kapitalizm, system wolności gospodarczej. Częste ataki na kapitalizm wynikają z ignorancji.
Kluczową, choć oczywistą uwagą musi być stwierdzenie, iż żaden system nie zapewni nam wszystkim dobrobytu od ręki. Wielu etatystów zapomina o tej oczywistości, pisząc kolejny raz swoje słynne „Tak działa wolny rynek!”, gdy zaistnieje jakiś problem. Właśnie dlatego te stwierdzenie jest głęboko bezsensowne: wolny rynek, choć jest najefektywniejszy, nie sprawi, że wszystkie problemy znikną. Może, szczególnie krótkoterminowo, dziać się tak, że rynek nie będzie efektywny, ale mimo to będzie znacznie bardziej efektywny niż powszechny, państwowy interwencjonizm. Dodatkową uwagą na temat tego słynnego „Tak działa wolny rynek!” jest to, że w tym momencie żyjemy w świecie powszechnego interwencjonizmu. Nie ma państwa, o którym moglibyśmy powiedzieć, że jest zbliżone do państwa minimum, wszystkie interweniują znacznie bardziej. Jak więc można sugerować, że wolny rynek nie działa, gdy teraz występuje jakiś problem, skoro… nie mamy wolnego rynku? To tak, jakbyśmy dostali antybiotyk od lekarza, brali 1/5 zalecanej dawki, a po 15 dniach narzekali, że lekarz jest fatalny, a przepisany lek nie działa, bo choroba wciąż nie ustąpiła.
Nawiązać należy jeszcze do wcześniejszego stwierdzenia o tym, że kapitalizm może być nieefektywny. Owszem, nie można tego wykluczyć, gdyż wolny rynek jest polem działania wolnych jednostek – nie da się założyć, że nie będą one działać w sposób nieefektywny – wszystkie prawa ekonomiczne mogą nam pozwolić założyć z niemal 100% pewnością, że długoterminowo jednak będą efektywne, ale pewności absolutnej nie mamy. O ile przeciwnicy wolności dotrwali do tego momentu w tekście, być może zakrzykną, że NAWET LIBERAŁ PRZYZNAŁ IM RACJĘ. Otóż nie.
Jeśli wolny rynek może być nieefektywny w danej sytuacji, to państwowy interwencjonizm TYM BARDZIEJ będzie nieefektywny. Dlaczego?
Kto odpowiada za państwową interwencję? Ludzie! To oni decydują o formie interwencji. Kto odpowiada za działania na wolnym rynku? Również ludzie, to oni decydują o sytuacji, która zaistnieje na nieskrępowanym rynku. Przewaga rynku nad państwem jest taka, że ludzi na rynku motywuje chęć zysku – im lepiej i im efektywniej będą działać, tym więcej zarobią. W przypadku polityków jest zupełnie inaczej – efektywność nie ma żadnego znaczenia, bo wydawane pieniądze są własnością „publiczną”, a potencjalne zyski dla polityków to wygrana w kolejnych wyborach. To zaś wcale nie jest czynnikiem motywującym do efektywnego zarządzania środkami państwowymi, a raczej do załatwienia danego problemu, nie zważając na potencjalne koszty.
To udowadnia nam, że wolny rynek jest zawsze efektywniejszy od państwa. Łatwo uzasadnić, że jest on również zawsze sprawiedliwszy. Argument jest prosty – wszystkie pieniądze, którymi dysponuje państwo pochodzą z kieszeni podatnika, a więc z przymusu stosowanego przez polityków. Wszystkie pieniądze wydawane na wolnym rynku są wydawane dobrowolnie. Która sytuacja jest sprawiedliwsza: gdy sam mogę zdecydować u kogo i za ile chcę coś kupić, czy gdy państwo decyduje za mnie, że należy dotować przedsiębiorcę w sektorze x za pieniądze m.in. moje, po to, aby stał się on konkurencyjny względem zagranicy? Pytanie jest retoryczne.
Równość jest nieosiągalna bez wcześniejszego naruszenia wolności. Ludzie zawsze będą zarabiać mniej lub więcej. Większa równość płac nie jest również pożądanym stanem rzeczy. Te zdanie może wydawać się kontrowersyjne tylko dla kogoś, kto nie rozumie podstaw, na jakich opiera się ekonomia. Pożądanym stanem rzeczy jest bowiem to, aby wszyscy ludzie zarabiali więcej, a nie bardziej po równo. Niech każdy ciągle zarabia więcej, dzięki innowacjom, własnej przedsiębiorczości – w dowolny sposób, byle bez naruszania praw innych ludzi. Przeanalizujmy następującą sytuację.
Żyjemy w warunkach kapitalistycznych. Pracodawca zarabia na czysto 10.000 zł miesięcznie. Pracownik zarabia na rękę 3.000 zł. Przedsiębiorca zarabia ponad 3 razy więcej niż pracownik, a proporcja w ich zarobkach jest równa 10/3. Pracodawca ma motywację do rozwoju firmy, bo chciałby zarabiać znacznie więcej niż to, ile zarabia teraz. Po 3 latach firma wchodzi na wyższy poziom, pracodawca zarabia teraz 35.000 zł na czysto, zatrudnia kilku nowych pracowników, a temu, który jest z nim od kilku lat, podnosi pensję na 7.000 zł. Obaj zarabiają więcej, choć nierówność wzrosła – teraz proporcja ich zarobków to 15/3. Czy będąc pracownikiem w danej sytuacji martwiłbyś się, że równość w zarobkach Twoich, a Twojego szefa spadła, czy cieszyłbyś się z ponad 2-krotnej podwyżki? Oczywiście, że nie. Dlatego nie powinniśmy dbać o równość wyników (ekonomicznych) między ludźmi. Nie mają one po prostu znaczenia, a naszym celem powinno być dążenie do tego, aby wszyscy zarabiali więcej. Poza tym, wracając do powyższego przykładu – jak moglibyśmy sprawić, aby po osiągnięciu sukcesu i rozwoju firmy różnica w zarobkach spadła? Jedyną opcją byłoby zastosowanie przymusu, a więc odebranie wolności jednostki.
Równość ostatecznie nie jest stanem sprawiedliwym, bo nie działamy identycznie, a tylko wtedy by tak było. Celowo zwróćiłem wcześniej uwagę na związek ekonomii z ludzkim działaniem, bo ludzkie działanie z natury rzeczy jest mocno zróżnicowane. Ludzi są różni. Jedni są bardziej odpowiedzialni, inni mniej. Jedni są pracowici, inni leniwi. Jak można walczyć o równość wyników, gdy wcześniej nie było równości poniesionej pracy i zasobów? Czy możemy mówić, że 30-latek, który uczył się programowania i języka angielskiego od 12 roku życia nie powinien zarabiać więcej od człowieka, który przed 18 grał w gry i spotykał się ze znajomymi, a po 18 imprezował i ogarnął się dopiero, gdy skończył studia, nie poświęcając wcześniej żadnego czasu na samorozwój? To dopiero byłaby nierówność, gdyby obaj zarabiali tyle samo!
Wolność i równość są błędnie rozumiane przez wielu ludzi. Prawo pozytywne, a więc wolność do to zwykłe nieporozumienie. Prawo myli się tu z możliwością. Gdy nie mam możliwości, aby kupić sobie najnowsze Audi to nie znaczy, że nie mam wolności do kupienia tego. Mam, bo nikt mi tego nie zabrania, po prostu nie mam możliwości tego zrobić, ze względu na swoją sytuację materialną. Równość musi być tylko wobec prawa i w tym sensie idea liberalna spełnia te zadanie – każdy człowiek ma równe prawa, nikt nie może mieć więcej praw i móc np. bezkarnie kogoś okradać.
Kapitalizm i powszechna wolność to najefektywniejszy i najsprawiedliwszy system. Błędne rozumienie fundamentalnych pojęć, takich jak choćby wolność lub równość musi prowadzić do błędnej oceny samej idei, dlatego też musimy walczyć z celową lub niecelową dezinfomacją propagowaną przez przeciwników wolności. Przekonywanie do wolności należy zacząć od naprawy pojęć!
Autor: Paweł Sobotka