Spis Treści
Już w czasach starożytnej Grecji, dzięki Arystotelesowi wiedziano, że człowiek jest istotą społeczną, stworzoną do współżycia z innymi ludźmi. Obserwacje filozofa doprowadziły do kluczowego wniosku, że żadna jednostka ludzka nie jest i nigdy nie będzie samowystarczalna na tyle, by móc funkcjonować w pełni samodzielnie, bez udziału osób trzecich w konkretnych sytuacjach[1]. Innym argumentem myśliciela, który przemawia za koniecznością życia człowieka wśród innych ludzi, jest posiadanie mowy, mającej służyć do porozumiewania się[2]. W końcu, dzięki komunikacji werbalnej możemy załatwić wiele spraw, np. naprawić pralkę, kiedy nie mamy technicznych umiejętności.
Człowiek – warstwy, atrybuty, ograniczenia
Koncepcja zoon politikoon ma charakter realistyczny, gdyż opisuje człowieka i jego zachowania z perspektywy rzeczywistych uwarunkowań panujących w otaczającym nas świecie. Życie w społeczeństwie jest warunkiem koniecznym, by ludzka jednostka mogła rozwinąć swoje ludzkie cechy. Sam człowiek nie jest bytem jasno określonym. Nie jest istotą, której wszystkie cechy oraz zdolności są błyskawicznie poznawalne bez jakichkolwiek obserwacji zachowań. Potrzebny jest nadzór, by poznać jego mocne i słabe strony oraz na podstawie wypracowanego przez niego modelu działania pomóc mu przystosować się do panujących warunków. Normy, wzorce społeczne i kultura to skuteczne narzędzia pozwalające każdemu człowiekowi odnaleźć się w otoczeniu, do którego został rzucony przez los[3].
Antropologia Arystotelesa zwraca również uwagę na teleologiczny charakter ludzkiej jednostki. Człowiek, tak samo jak inne żyjące istoty jest ukierunkowany na odpowiedni dla siebie rozwój, co oznacza, że dąży do urzeczywistnienia określonego celu w przeciągu różnych etapów własnego życia. Filozof grecki wyróżnił dwa dobra: indywidualne oraz wspólnotowe. Pierwsze nie miałoby szansy przetrwania bez drugiego. Ład społeczny oraz ekonomiczny tworzą warunki do dobrego życia społeczności[4]. Człowiek jest więc tutaj postrzegany jako podmiot, ale tak jak każda istota musi być osadzony we właściwym kręgu, który umożliwiłby realizację działań zgodnie z indywidualnymi potrzebami. Potrzebuje zatem społeczności, w której obowiązują prawa szanujące własność prywatną i sprzyjające wytwórczej działalności[5].
Szkocki filozof David Hume, kiedy analizował ludzką naturę, odniósł się do współpracy gospodarczej między podmiotami wytwarzającymi rynkowe dobra. Zaznacza, że choć zjawisko występowania stronniczości w układach handlowych nie jest czymś mało dostrzegalnym, żadne kraje, ani pojedyncze jednostki nie mogą sobie pozwolić na izolację. Więź jest podstawą w kontaktach gospodarczych, dzięki którym zyskują wszyscy uczestnicy rynku. Współpraca nie musi być krótkotrwała, może ciągnąć się przez długi czas, jeśli każdej ze stron się ona opłaca. Myśliciel rozprawiał się z mitem o zyskiwaniu kosztem innych podmiotów. Współpraca gospodarcza nie polega na rywalizacji, wedle której przedsiębiorstwa wzajemnie się eliminują, lecz pogłębiają własny dobrobyt[6].
Sens socjalizacji
Człowiek, który ma dążyć do własnego szczęścia, doskonałości i dobrostanu poprzez gromadzenie zasobów potrzebuje zatem umiejętności nawiązywania relacji międzyludzkich, która jest kluczowa w kwestii udanej współpracy i osiągnięcia korzyści. Nauka praktycznej komunikacji z innymi ludźmi zachodzi poprzez złożony proces edukacyjny, zwany socjalizacją.
Socjalizacja to jeden z etapów rozwoju człowieka, który ma na celu wdrożyć ludzką jednostkę w kulturę danego środowiska społecznego, przygotowując ją do pełnienia określonych ról zarówno o charakterze społecznym, jak i kulturowym. Nauka przystosowania człowieka do konkretnej grupy ludzi pod kątem zachowań i postaw rozpoczyna się już w dniu narodzin. Jedne normy są przez człowieka wchodzącego w życie społeczne przyswajane, inne odrzucane. Nowemu członkowi społeczności można przekazywać dwa typy wartości lub przekonań: 1.Wywiedzione z życiowych doświadczeń, 2.Bazujące na ogólnie przyjętej tradycji wyznaczającej kanony kulturowe. Za socjalizację odpowiadają m.in. nauczyciele oraz rodzice[7].
Należy przy tym pamiętać, że socjalizacja NIE JEST TOŻSAMA z wychowaniem i pod żadnym pozorem nie należy uznawać obu terminów za synonimy. Wychowanie to suma wpływów zamierzonych oraz celowych, które kształtują osobowość innych ludzi zgodnie z cudzymi wartościami. Jest to proces zaplanowany, natomiast socjalizacja zachodzi poprzez inicjowanie działań nieplanowanych. Rodzic może przestrzec dziecko przed popadaniem w nałogi, ale nie musi przy tym dążyć do całkowitego wyeliminowania używek w jego dorosłym życiu[8].
Oznacza to więc, że w socjalizacji mamy do czynienia z próbą przekazania człowiekowi takiego zastrzyku wiedzy, by w przyszłości dobrze postępował względem innych i siebie, posługując się różnymi informacjami. Natomiast wychowanie jest bardziej praktyką polegającą na wtłoczeniu w umysł ludzkiej jednostki konkretnych schematów, którymi miałaby się zawsze kierować na życzenie osób trzecich.
Szkoła – pomoc czy balast?
Nie ma nic dziwnego w tym, że każdy chce, by jego dziecko było zaradne, ustabilizowało swoje życie, było dobrym człowiekiem i umiało współpracować z ludźmi. Niestety z jakiegoś powodu, od pokoleń panuje przekonanie, że szkoła jest najważniejszą, żeby nie powiedzieć jedyną słuszną instytucją, która jest w stanie zapewnić młodemu człowiekowi odpowiednią socjalizację. Ten powszechnie i bezrefleksyjnie przyjęty dogmat ma niestety niewiele wspólnego z rzeczywistością. Problem z jakością szkolnej socjalizacji wiąże się nie tylko z przestarzałym systemem edukacji, ale również emocjonalnymi, intelektualnymi i psychicznymi potrzebami dziecka.
Problem indoktrynacji
Profesor Kieran Egan, filozof edukacji oraz wykładowca antropologii wskazał problemy wynikające w obecności socjalizacji w edukacji. Jej wadliwością jest narzucanie nieskutecznego i uciążliwego dla wielu dzieci trybu nauki, a także dyktowanie masy zobowiązań wobec uczących się dzieci. Filozof wymienia dwa typy przyswajania wiedzy. Pierwszy wiąże się z wierzeniami w konkretne twierdzenia, które im wcześniej przekazane, tym mocniej utrwalone na lata. Drugi polega na opanowaniu takiego zestawu narzędzi poznawczych, dzięki którym możemy dojść do zupełnie nowych wniosków. Tu pojawia się problem, kiedy nowe odkrycia mogą okazać się sprzeczne z uformowanymi wcześniej przekonaniami. Jest to pierwszy krok w stronę odejścia od „standardowego porządku” na rzecz zupełnie nowego[9].
Ludzie, którzy mają opanowane umiejętności socjalizacyjne, są zdaniem profesora mistrzami w indoktrynowaniu innych. Rola słuchających sprowadza się zazwyczaj do bezkrytycznego wchłaniania określonych schematów. Są również przypadki, gdzie organizujący zajęcia przesiąknięci pewnym sposobem myślenia indoktrynują innych w sposób nieświadomy. Wydaje im się, że przekazywane przez nich informacje mają cel edukacyjny, a w rzeczywistości kreują tok rozumowania u jednostek. Ich przyjęta wizja świata jest „jedyną prawdziwą” i „niepodważalną”, co oznacza, że nie ma miejsca na otwarte kwestionowanie cudzych wniosków, choćby nowe teorie o świecie okazały się bardziej wiarygodne[10].
„„My” odróżniamy indoktrynację od edukacji na podstawie otwartości na powątpiewanie, którą dobry pedagog promuje, a indoktrynator neguje – natomiast w „ich” rozumieniu „ich” wartości są niepodważalną prawdą. Problem w tym, że z reguły nie zachęcamy naszych dzieci do kwestionowania naszej wizji „otwartości na powątpiewanie” – jej wartość przedstawiamy jako niepodważalną prawdę.”[11]
Demotywacja zamiast motywacji
Żeby szkolna integracja międzyludzka miała tylko tę wadę, że utrudnia konstruowanie młodemu człowiekowi własnych przekonań w komunikacji, opartej na transmitowaniu zasobów wiedzy, można by jeszcze jej bronić jak matki w starciu z alternatywnymi modelami socjalizacji. Niestety przyczynia się ona do innych problemów, między innymi do obniżania poczucia własnej wartości u dziecka, co może odbić się na jego psychice w nastoletnim, a nawet dorosłym życiu.
André Stern, francuski muzyk i kompozytor, który nigdy nie uczęszczał na zajęcia organizowane w szkole nie ma wątpliwości, że zaufanie do dziecka ze strony osób zajmujących się edukacją powinno polegać na akceptacji jego naturalnych zachowań, które sprzyjają uczeniu się. Artysta sam bez szkoły opanował umiejętność liczenia, pisania czy czytania, a ponadto programowania czy mówienia w pięciu językach obcych. Zaznacza, że kluczem do rozwoju dziecka jest pozwolenie mu na wykonywanie zadań, które wywołują w nich entuzjazm[12].
Wadą szkolnej socjalizacji według Sterna jest narzucanie dzieciom konkurencyjności oraz ich nieustanne porównywanie pod względem osiągnięć, które muszą zdobywać wbrew własnej woli. Szkoła wywiera presję na osiąganie jak najlepszych wyników z każdej dziedziny, bez uwzględnienia faktu, że nie każdy będzie wybitny we wszystkim. Każde nieudane próby kończą się demotywacją niezwykle szkodliwą dla psychiki dziecka. Łatwo to zauważyć, kiedy mówi: „Jestem nieudacznikiem” czy „Do niczego się nie nadaję”. Utwierdzanie się dziecka w takim przekonaniu wiąże się z wątpieniem również w swoje faktyczne zdolności[13].
Nieodpowiedni rówieśnicy
Wydaje się, że ilość osób w szkole to wystarczający argument za szkolną socjalizacją, na którym możemy zakończyć dyskusję. Nic bardziej mylnego! Nie jest tajemnicą, że wielu uczniów było odrzucanych lub jest obecnie w środowisku szkolnym przez przybranych znajomych. Oprócz problemów związanych z demotywacją ucznia za słabsze stopnie w narzuconych mu przedmiotach, mamy kolejne obniżanie jego poczucia własnej wartości, które powodują nieodpowiedni koledzy.
Główną przyczyną odrzucania dziecka przez rówieśników jest inność. Może ona polegać na byciu lepszym w nauce, nieśmiałym, ale także posiadaniu innej narodowości czy statusu społecznego. Najgorszym podejściem w takiej sytuacji jest ignorowanie przez pedagogów trudności w samoakceptacji u odrzucanego dziecka. Objawy, jakie można zauważyć u nieakceptowanego młodego człowieka, to częste wpadanie w złość, nieumiejętność zachowania się na lekcjach i przerwach, odosobnienie, jak również agresja kierowana przeciwko innym uczniom[14].
Doświadczeniem w pracy z dziećmi podzieliła się jedna z nauczycielek szkoły podstawowej z Tarnowskich Gór. Podkreśliła ona, że szkoła jest środowiskiem, którego warunki społeczne są skomplikowane. Ich specyficzny charakter generuje różnego rodzaju konflikty oraz zjawiska, takie jak nieakceptowanie dziecka przez pozostałych uczniów w klasie, co wpływa negatywnie na społeczny rozwój. Odrzucony uczeń zachowuje się niepewnie i jest zazwyczaj zagubiony w otoczeniu. Nauczycielka zwraca uwagę, że problem z nawiązywaniem kontaktów międzyludzkich w szkole nie tylko objawia się agresją czy kłótliwością, ale także lękliwością[15].
Nieprzyjęte dziecko w grupie rówieśniczej z reguły wyróżnia się z otoczenia, najczęściej na własną niekorzyść. Kiedy stara się nawiązać nowe kontakty i szuka kolegów w szkole na długie lata, trudnością uniemożliwiającą osiągnięcie celu jest poczucie niższości zakłócające budowanie relacji. Warto zaznaczyć, że w klasach szkolnych tworzą się różne układy stosunków pomiędzy uczniami. Powstają w wyniku różnorodnych kryteriów, głównie przez wczesne powiązania pomiędzy dziećmi. Szanse na zawiązanie dobrych stosunków i zaspokojenie potrzeb socjalizacyjnych mają Ci, którzy cieszą się wśród reszty uznaniem[16].
W czym rzecz?
W środowisku szkolnym mamy mnóstwo problemów komunikacyjnych i społecznych, dlatego podejście krytyczne, a co najmniej sceptyczne do tej instytucji mającej odpowiadać za udaną socjalizację powinno być bardzo głośno podkreślane. Zanim dziecko pójdzie do szkoły po osiągnięciu określonego roku życia, istnieje bardzo duże ryzyko, że trafi do miejsca, w którym normalne funkcjonowanie będzie graniczyło z cudem, a notoryczne upokorzenia negatywnie odbiją się na jego psychice i wywołają traumę na długie lata.
Koledzy, którzy dokuczają na każdej przerwie, czy to w szkolnej toalecie, czy na boisku. Nauczyciele wiecznie stosujący przestarzałe podejście, polegające na dyscyplinowaniu ucznia w każdej możliwej sytuacji oraz demotywowaniu do życia po niespełnionych oczekiwaniach tekstami w stylu: „Nic nie osiągniesz!”, „Nic z Ciebie nie będzie!”. Nieważne, że uczeń może mieć słabszy dzień albo osobiste problemy. W każdej sytuacji musi działać sprawnie jak maszyna, bo tego oczekują nauczyciele. Jeśli zacznie wyrażać odmienne od nich stanowiska w danej sprawie, jest karany ocenami, uwagami lub telefonem do rodziców. Taki uczeń nie ma więc żadnego poczucia zrozumienia wśród otoczenia, w którym tkwi nie z własnej woli. To przekłada się na negatywny stosunek do ludzkości i całego świata.
Należy zaznaczyć, że kultura szkoły to wypadkowa różnych procesów i zdarzeń, jakie mają miejsce na jej terenie. Na panujący klimat i atmosferę placówki wpływa bardzo wiele czynników jak m.in. sposoby zachowania uczniów wiejskich i miejskich, ich podejście do kierowania szkołą, a do tego wymiana doświadczeń pomiędzy nauczycielami oraz sposób komunikowania się z uczniami oraz ich rodzicami. Oprócz tego kulturę szkoły generują takie rzeczy, jak: swoisty język, tradycyjne wartości czy ludzkie doświadczenia. Wzorce i normy panujące w edukacyjnej placówce są poddawane rytualizacji oraz symbolizacji[17].
To oznacza, że każde dziecko uczęszczające na zajęcia w konkretnej szkole, musi przestrzegać jej norm współżycia, podporządkować się regułom przyswajania informacji oraz nabywania umiejętności, wypracować sposób systematycznego działania, jak również angażować się w życie szkolne. Szkolna socjalizacja cechuje się takimi regułami jak: bezwarunkowe podporządkowanie się nauczycielom, konieczność ich słuchania przez uczniów, dyscyplinujące reguły, ocenianie, kontrolowanie oraz wartościowanie[18].
Trudno mówić więc o autonomii ucznia. W szkole nie funkcjonuje on jako niezależny podmiot, który gospodaruje swoim czasem, energią, wiedzą i może wybierać zgodnie z własnym komfortem czy przekonaniami, lecz jest przedmiotem realizującym wytyczne innych ludzi, czy to nauczycieli, czy innych uczniów ustanawiających klasowe lub boiskowe reguły funkcjonowania. Trudno więc, by młody człowiek w takich warunkach nabył właściwe kompetencje społeczne i nauczył się dobrych wzorców.
Jeśli nie szkoła, to co?
Jedną z alternatyw wobec szkoły jest edukacja domowa, czyli sposób nauczania dzieci przez ich rodziców, opiekunów prawnych lub inne wyznaczone osoby, który realizowany jest poza systemem szkolnej edukacji. Nazywana jest homeschoolingiem, gdyż opiera się na anglosaskich modelach nauczania[19].
Marek Budajczak, jeden z pionierów edukacji domowej w Polsce określił właśnie tym słowem edukację domową, ponieważ dziecko uczy się na wzór szkolny, ale w domu. Roland Meighan znalazł inne określenie, jakim jest home-based-education, oznaczające edukację opartą na domu. Co jednak należy zaznaczyć, idea edukacji domowej nie ogranicza się do lokalizacji zajęć. Jest czymś znacznie więcej! Jej charakter sprzyja zmianie sposobu myślenia o kształceniu dzieci[20].
Organizacja pracy własnej w ED
Co oznacza nauczanie dziecka w środowisku domowym? Młody człowiek ma możliwość rozwijania swoich pasji, a przede wszystkim uczenia się w dużej mierze tego, czym się interesuje, co go ciekawi i daje mu satysfakcję. Dzięki temu ma większe szanse na znalezienie w przyszłości pracy, w której będzie się spełniał. Jeśli chodzi o nawiązywanie nowych znajomości, w edukacji domowej młody człowiek ma dużo większe możliwości przebywania w zróżnicowanych grupach ludzi. To niewątpliwie większa szansa na przygotowanie się do życia w społeczeństwie według własnych upodobań[21].
Dziecko w swoim naturalnym środowisku nie musi kryć się ze swoimi postawami, ma możliwość negocjowania warunków w konkretnych sytuacjach oraz doboru odpowiednich środków do realizowanych zadań. Edukacja domowa daje większe szanse na realizowanie potencjału ludzkiej jednostki, co więcej, akceptuje jego naturalne ograniczenia. Dziecko może pracować nad doskonaleniem swoich umiejętności we własnym tempie i stylu, nie musi zatem podporządkowywać się szkolnemu porządkowi[22].
Co mówią badania naukowe?
Około 9% osób decydujących się w Stanach Zjednoczonych na edukację domową, kieruje się specjalnymi potrzebami swojego dziecka, które chcą w odpowiedni sposób zaspokoić. Rodzice dostrzegają, że dziecko w szkole jest etykietowane oraz piętnowane, na co muszą się skarżyć gronu pedagogicznemu. Mają jeszcze inne zarzuty względem szkoły, jak niedostosowanie wymagań do potrzeb dziecka oraz brak zrozumienia jego zaburzeń. Pociechy rodziców decydujących się w określonym czasie na edukację domową są odrzucane, segregowane w niechcianych grupach i zestresowane. Efektem tego jest gorsza jakość uczenia się[23].
Mimo tych wszystkich wad można usłyszeć argument, że rodzice sami nie dadzą rady zadbać o potrzeby socjalizacyjne swojego dziecka. Z tego powodu, że pracują i muszą utrzymać swoją rodzinę, nie będą w stanie w żaden sposób zastąpić dziecku kolegów w szkole, z którymi przecież spotyka się przez większość dni w tygodniu. Może pojawić się jeszcze zarzut, że rodzice ignorują potrzeby dziecka i nie zauważają, jakiego towarzystwa rzeczywiście potrzebuje i jak często.
Tymczasem z badań przeprowadzonych przez Renatę Królikiewicz w 2016 roku możemy się dowiedzieć zupełnie innych rzeczy. Aż 84% rodzin (37 na 44) wskazało, że ich dzieci regularnie uczestniczą w różnych zajęciach z rówieśnikami. Nie tylko edukacyjnych, ale również muzycznych, sportowych czy towarzyskich. Niektórzy rodzice się oburzali na zadane pytanie, mówiąc, że nie traktują swoich dzieci jak więźniów w pomieszczeniu. 34% (15 rodzin) odpowiedziało, że ich pociechy należą do grup religijnych lub harcerstwa, a 7% (16 rdz.) podzieliło się informacją o uczestnictwie własnych dzieci w organizacjach pozarządowych, gdzie działają jako wolontariusze[24].
Co ciekawe, większość rodzin (aż 37) przyznało, że na początku obawiało się o prawidłową socjalizację swoich dzieci, gdyż wcześniej nie miało okazji zetknąć się z zupełnie nową metodą organizacji czasu własnym pociechom z różnymi grupami ludzi. Jednak obecnie zapewnianie dzieciom odpowiednich kontaktów międzyludzkich nie jest dla nich żadnym problemem. Tylko 4 rodziny wspomniały, że zdarzają się od czasu do czasu sytuacje, w których ich dzieci czują się osamotnione lub tęsknią one za większym kontaktem z rówieśnikami[25].
Pani Renata podsumowała własne badania, stwierdzając, że rodzice są jak najbardziej świadomi potrzeb społecznych ich dzieci, a decyzja o przeniesieniu swoich pociech na edukację domową nie oznacza ich całkowitej izolacji od świata zewnętrznego, ani ograniczenia kontaktów międzyludzkich. Budowanie głębszej więzi z dziećmi przez rodziców, polegające na wspólnym odkrywaniu świata i otoczenia powoduje, że najmłodsi są lepiej rozumiani i mogą liczyć na najlepsze warunki rozwojowe[26].
Propozycja liberałów i libertarian
Najbardziej odpowiednią organizację systemu społeczno-politycznego dla dzieci ze specjalnymi potrzebami socjalizacyjnymi, chcącymi mieć możliwość organizowania własnego życia towarzyskiego w zgodzie z indywidualnymi preferencjami niewątpliwie mają przedstawiciele poglądów klasyczno-liberalnych oraz libertariańskich. Rozumieją oni, że człowiek powinien być podmiotem aktywnie działającym, a nie narzędziem służącym realizacji wymarzonych planów innych ludzi.
Friedrich August von Hayek, austriacki ekonomista i filozof sprzeciwiał się zgubnej koncepcji centralnego, państwowego planowania w kwestii dostarczania ludziom usług oraz wszelkich produktów. Nikt z nas nie ma wystarczającej wiedzy na tyle, by móc zrozumieć w pełni prawdziwe ludzkie potrzeby, ani możliwości, by ogarnąć całokształt danych o ludzkich preferencjach. Możemy rzetelnie zweryfikować wyłącznie ograniczony obszar, dlatego informacje o potrzebach danego człowieka będą cząstkowe, a więc niepełne[27].
Podobne spojrzenie na sprawę miał Murray Rothbard, który uważał, że najlepszym sposobem nauczania określonego dziecka jest model dostosowany do jego osobowości. Ekonomista dostrzegł, że dzieci różnią się między sobą, jeśli chodzi o zainteresowania, zdolności oraz inteligencję. Jedni potrzebują więcej czasu na pozyskiwanie umiejętności w jednej dziedzinie, inni radzą sobie szybciej z rozumieniem zagadnień. Jest to całkowicie normalne, gdyż zależy od naturalnych predyspozycji. Dlatego zdaniem uczonego najlepszą formą edukacji powinno być nauczanie indywidualne[28].
Rothbard widział zagrożenie dla jednostek w filozofii równości, opartej na przymusowym zrównywaniu i zjednywaniu wszystkich ludzi. Przymus edukacji zmusza rodziców, by posyłali swoje zdolne w konkretnych dziedzinach dziecko do instytucji, w której będzie skazane na przebywanie z nieodpowiednimi rówieśnikami. Myśliciel określa ich „zdeprawowanymi”. Dostrzega zatem problem przemocy ze strony innych dzieci, które mogłyby negatywnie wpłynąć na przyszłe życie zdolnego ucznia, np. uzależnienie od narkotyków[29].
„Jak wie każda osoba czytająca aktualną prasę, nie są to wcale wyolbrzymione zagrożenia, jednak z powodu powszechnego znienawidzenia wyższości i odmienności jednostek, pragnienie narzucania równości każe twierdzić: to jest dobre, niech każde dziecko będzie zmuszone do uczenia się „życia” i zadawania się z ludźmi najniższego sortu. Z idei tej wyraźnie bije zazdrość oraz nienawiść wobec potencjalnie lepszych dzieci, która stanowi fundamentem argumentacji za wymuszoną równością i wynikającego zeń tłamszenia wybijających się indywidualności.”[30]
Z biografii o Murray’u Rothbardzie możemy poznać historię jego nieciekawych czasów młodości. Aktywizm intelektualny ekonomisty w szkole publicznej nie był akceptowany przez przedstawicieli instytucji. Co gorsza, był nękany i zastraszany psychicznie. Z tego powodu psycholog dziecięcy dr. John Levy zalecił jego rodzicom przepisanie syna do szkoły prywatnej. Dla młodego Murray’a była to niesamowita ulga, a nawet wyzwolenie, że wreszcie mógł właściwie wykorzystywać swój potencjał, rozwijając i wykorzystując swobodnie swoje środki wyrazu, natomiast towarzystwo było dużo lepsze od tego w szkole publicznej. Rothbard cieszył się, że nareszcie znalazł ludzi na swoim poziomie, z którymi łączą do wspólne zainteresowania i można dobrze współpracować[31].
Szkoły prywatne są zatem dużo lepszym rozwiązaniem dla dzieci ze specjalnymi wymaganiami odnośnie socjalizacji, gdyż gwarantują zdecydowanie większe szanse na poznanie właściwych osób i dają więcej przestrzeni na indywidualny rozwój. W państwowych szkołach młody człowiek ma bardzo ograniczony wybór pod kątem rówieśników. Jeśli trafi do szkoły z dziećmi o odmiennym światopoglądzie, podejściu do życia i sposobach zachowania, będzie musiał męczyć się z nimi przez kilka lat. Z wypowiedzi wolnościowych myślicieli da się wywnioskować, że wszelkie placówki edukacyjne powinny działać na zasadzie wolnej konkurencji, a człowiek powinien mieć swobodę wyboru.
Gdzie poza szkołą można poznać kolegów i przyjaciół?
Czy dziecko, które nie ma w szkole żadnych kumpli zawsze będzie skazane na samotność? Czy inne znajomości będą gorsze, niż te szkolne? W dzisiejszych czasach możliwości jest naprawdę wiele, zatem warto przedstawić inne miejsca, w których możemy zdobyć wiele ciekawych kontaktów. Warto mieć na uwadze, że jakość relacji nie zależy od ilości przebywania w konkretnym miejscu, lecz wielu różnych czynników, jak podejście do życia, charakter, światopogląd, zbieżność celów czy wspólne tematy.
1.Osiedle, plac zabaw, podwórko
Wielu z nas poznawało znajomych, związanych z nami później na lata w najbliższych okolicach miejsca zamieszkania. Bawiąc się w piaskownicy z grabkami, jeżdżąc rowerem, grając w kapsle czy grając w piłkę nożną nawiązywaliśmy pierwsze przyjaźnie. Mogły być one udane lub mniej udane, często można było się pokłócić o kolejność rzutu, wygraną czy przegraną, ale wspólny aktywizm i zamiłowanie do ulubionej dziedziny to symboliczny dowód znalezienia wspólnego języka.
Dzieci mieszkające w bloku mają możliwość częstych kontaktów z młodymi sąsiadami na osiedlu. Wspólne podwórko to główne miejsce integracji, służące socjalizacji od najmłodszych lat. Później, kiedy najmłodsi stają się coraz starsi, mogą organizować swój czas wedle własnego uznania, gdy osiągają pewien poziom samodzielności i stają się kreatywni w działaniu. Spędzanie wolnych chwil na świeżym powietrzu przy identycznym hobby to jeden z najlepszych sposobów na podtrzymanie udanych relacji.
2.Koła zainteresowań, stowarzyszenia
Jeśli młody człowiek potrzebuje rozmów z osobami, które tak jak on siedzieliby w jakimś spektrum informacyjnym, a ponadto ma przeświadczenie, że z takimi ludźmi dogada się najlepiej, świetnym rozwiązaniem będzie zapisanie się do koła zainteresowań, np. modelarskiego, filmowego, artystycznego, naukowego, albo stowarzyszenia zrzeszającego ludzi, których łączą określone wartości, np. konserwatywne, liberalne, katolickie, ekologiczne, itd.
Uczta intelektualna przekłada się na owocną współpracę, polegającą na organizowaniu wielu inicjatyw, jak np. akcji w terenie, protestów czy spotkań dla szerszej publiczności. Różne happeningi mające na celu zmianę świadomości społecznej lub zwrócenie uwagi ludzkości na dany problem są udane, gdy aktywiści z miłości do danej dziedziny wspólnie działają, dając z siebie dużo wysiłku, a przede wszystkim serca. Piękne wspomnienia w postaci wrzuconych zdjęć na Facebooka, przypominanych co rok w powiadomieniach to naprawdę wspaniałe uczucie.
3.Media społecznościowe, komunikatory, fora internetowe
Nie jest tajemnicą, że młodzi ludzie lubią przesiadywać ponad pół dnia w Internecie. W tych czasach łatwo można dać się wchłonąć, dlatego ludzie gapiący się godzinami w telefony podczas wielu czynności czy siedzący przed komputerem to już norma. Jest jednak mocna zaleta w tego typu zachowaniach. Jest nią możliwość nawiązania ciekawych internetowych znajomości.
Wiadomo, że internetowy kontakt nigdy nie zastąpi relacji w cztery oczy, ale może być bardzo dobrym wstępem do niesamowitej znajomości, przyjaźni, a kto wie, może miłości? Poznawać nowych ludzi możemy na forach internetowych, nie wspominając o tak popularnych portalach społecznościowych, jak Facebook czy Instagram. Mamy bardzo dużo grup facebookowych czy forów skupiających fanów gier, zespołów muzycznych, miłośników konkretnej doktryny politycznej, ogrodnictwa, malarstwa czy czegokolwiek innego. Owocnych dyskusji i przemyśleń w postaci postów czy videorozmów na pewno nie zabraknie.
Kilometry dzielące pasjonatów mieszkających w różnych stronach kraju przestaną być postrzegane jako utrudnienie, kiedy po wielu udanych dyskusjach zawiążą się internetowe bratnie dusze. Spotkanie w realnym świecie stanie się więcej, niż konieczne. Różne zloty organizowane w knajpach, w plenerze czy innym miejscu będą fantastycznymi okazjami do zabawy, gdzie każdy będzie czuł się dobrze. Wcześniej młodzi pasjonaci będą z radością odliczać dni do konkretnej daty w kalendarzu.
4.Kluby, koncerty, dancingi
Każdy indywidualista ma swój ulubiony gatunek muzyczny. Niektórym ciężko w szkole poznać kogoś, kto polubiłby jego ulubione utwory, a zdarzają się tacy, którzy szydzą z danego gatunku i wyśmiewają jego słuchaczy za plecami, gdziekolwiek się da. Na koncercie ulubionego artysty łatwo spotkać innych oddanych fanów, z którymi można się wspólnie bawić, a po koncercie lub w trakcie przerwy rozmawiać o wrażeniach, wydanych albumach, gustach, itd. Nowa zgrana paczka nie będzie mogła się doczekać kolejnego koncertu.
Nie można również przejść obojętnie wobec klubów muzycznych i dyskotekowych. Dobra zabawa, towarzystwo nadające na falach młodego człowieka, czyli kolejna okazja do nawiązania nowych znajomości. Każdy tak naprawdę może znaleźć w tych miejscach coś dla siebie. Ci bardziej głodni wiedzy będą dyskutować na palarni lub przy ladzie, a ci bardziej rozrywkowi zaszaleją w doborowej ekipie, znającej wszystkie refreny i zwrotki na pamięć.
Podsumowanie
Nie ma żadnego argumentu, który przemawiałby za tym, by środowisko szkolne uznać za jedyne właściwe miejsce, będące w stanie zagwarantować udaną socjalizację, a państwo powinno przymuszać innych ludzi do integracji. Ludzie nigdy nie będą tacy sami, mają różne podejścia, gusta, spojrzenia na rzeczywistość i każdy z nich potrzebuje innych warunków dobrego rozwoju. Współczesny świat oferuje nam tak wiele możliwości nawiązywania ciekawych znajomości, że zupełnie niezrozumiałe jest liczenie na jedną instytucję, że właściwie przygotuje dzieci do życia w społeczeństwie.
Wymagania względem ludzi są zupełnie normalnym zjawiskiem. Każdy z nas potrzebuje zrozumienia, dobrego wsparcia w trudnych chwilach oraz rozwoju zgodnego z naturalnymi potrzebami i cechami osobowościowymi. Ten stan rzeczy mogą zagwarantować osoby mające odpowiednią wiedzę, doświadczenie oraz podejście do danej sprawy. Człowiek mający w przyszłości odnaleźć się w życiu społecznym, a przez to radzić sobie w dorosłości, musi mieć zaufanie do świata, poczucie sensu, wysoką samoocenę oraz wewnętrzną motywację do robienia czegokolwiek. Tylko w warunkach sprzyjających naturalnym zachowaniom jednostki, człowiek jest w stanie rozwinąć wachlarz swoich możliwości, przygotować się do roli istoty działającej w społeczeństwie i pomnażać własne zasoby.
Czy to jednak oznacza, że powinniśmy całkowicie odrzucić szkołę jako taką i uznać ją za absolutnie zbędne narzędzie w kwestii socjalizacji młodych ludzi? Odpowiedź brzmi: NIE. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że potrzeby towarzyskie są bardzo różne, a więc komuś może odpowiadać środowisko, do którego się przyzwyczaił. Jeśli odnalazł się w szkolnym kręgu, do którego przymusowo został wepchnięty, ale chce nadal w nim być, nie powinniśmy wpływać negatywnie na jego zawiązane i rozwinięte relacje, lecz pozwolić mu zostać wśród wspaniałych kolegów. Ponadto, mamy jeszcze szkoły prywatne, w których osoby o nietypowych zainteresowaniach oraz osobowości mogą się świetnie czuć i rozwijać.
Najważniejsze, by państwo w żaden sposób nie organizowało ludziom życia towarzyskiego, nie egzekwowało przepisów, według których każdy ma obowiązek do określonego wieku przebywać w szkole, a co szczególnie istotne, by nie podejmowało prób szkodliwej indoktrynacji młodych ludzi oraz modelowania ich na obraz i podobieństwo państwowych urzędników. Ludzie sami najlepiej zadbają zarówno o edukację własnych dzieci, jak i wypracowanie ich umiejętności komunikacyjnych. Sami również zdecydują, czy autorytarne podejście nauczycieli oraz grono nieodpowiednich rówieśników będzie ich dzieciom potrzebne. W nastoletnim wieku młody człowiek, w oparciu o zdobyte doświadczenia sam będzie najlepszym dla siebie przewodnikiem i wybierze odpowiadającą mu ścieżkę rozwoju.
Powinniśmy stawiać na indywidualizm oraz odrzucić zgubną filozofię zrównywania wszystkich ludzi. Sfery: duchowa, mentalna i psychiczna ludzkiej jednostki nie są własnościami państwa, które nie ma kompetencji do ustanawiania warunków rozwojowych człowieka. To nie urzędnicy opiekują się na co dzień dzieckiem, więc nie znają jego naturalnych skłonności, przyzwyczajeń, nastrojów, mocnych i słabych stron. W pierwszych latach życia dziecka o umiejętności społeczne dziecka dużo lepiej zadbają rodzice lub inni opiekunowie prawni, do czasu osiągnięcia przez niego świadomości czego oczekuje od życia i jakie warunki będą mu sprzyjały. Zadaniem państwa jest tylko i wyłącznie stworzenie takich warunków, by wolność wyboru metod socjalizacji była jak największa dla wszystkich.
Bądźmy wolnymi ludźmi i cieszmy się towarzystwem osób, które:
- zawsze nas wspierają,
- oddałyby za nas życie i skoczyły w ogień,
- bawią się chętnie w wolnych chwilach,
- są świetnymi współpracownikami w wielu sprawach,
- rozumieją nasze uczucia,
- chętnie dyskutują na wspólne tematy.
Zawsze i wszędzie!
Eryk Hałas
——————————————————————————————–
[1] G. Szumera, Historyczny zarys refleksji nad jednostką ludzką a Erazma Majewskiego koncepcja człowieka, Folia Philosophica 18, Katowice 2000, s. 301.
[2] Tamże.
[3] H. Sommer, Małe grupy społeczne. Wybór tekstów, Wyższa Szkoła Społeczno-Gospodarcza w Tyczynie, Tyczyn 1998, s. 12-13.
[4] T. Zawojska, Arystotelesowska koncepcja człowieka podstawą racjonalnej działalności gospodarczej, Zeszyty Naukowe Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, nr 117, Warszawa 2017, s. 12-13.
[5] Tamże, s. 15.
[6] D. Hume, Eseje pozostałe, przeł. A. Grzeliński, D. Kosiewicz-Wawrzonkowska, A. Markwart, M.
Szymańska-Lewoszewska, J. Van den Abbeel, M. Zdrenka, D. Żuromski, Wydawnictwo Uniwersytetu Adama Mickiewicza, Toruń 2020, s. 18.
[7] W. Welskop, Socjalizacja odwrotna a dewaluacja autorytetu tradycjonalistycznego, Perspektywy Edukacyjno-Społeczne, nr 1, Łódź 2014, s. 36.
[8] A. Zduniak, Socjalizacja w kontekście nowoczesnego społeczeństwa, Zeszyty Naukowe KUL 56, nr 1 (221), Lublin 2013, s. 48.
[9] K. Egan, Mamy większy problem ze szkołą, niż możemy sobie wyobrazić, https://wszystkoconajwazniejsze.pl/kieran-egan-dlaczego-wspolczesna-edukacja-rodzi-tak-wiele-kontrowersji/.
[10] Tamże.
[11] Tamże.
[12] https://www.juniorowo.pl/zabawa-wedlug-andre-sterna/.
[13] Tamże.
[14] https://www.medme.pl/artykuly/odrzucenie-przez-rowiesnikow-grozne-dla-ucznia-jak-pomoc-dziecku,66260.html.
[15] https://www.edukacja.edux.pl/p-40233-dziecko-nieakceptowane-w-klasie-szkolnej.php.
[16] Tamże.
[17] P. Forma, Czynniki socjalizacji dziecka z rodziny wielodzietnej w szkole, Pedagogika Społeczna, nr 1, Warszawa 2012, s. 57.
[18] Tamże, s. 66.
[19] A. Kucharska, Dlaczego edukacja domowa? Aksjologiczne uzasadnienie edukacji bez szkoły, Wychowanie w Rodzinie, nr 10, Wrocław 2014, s. 207.
[20] Tamże.
[21] U. Bartnikowska, Edukacja domowa jako alternatywa w kształtowaniu dziecka ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, Studia Pedagogica III, Kraków 2014, s. 15.
[22] Tamże, s. 16.
[23] Tamże, s. 17.
[24] R. Królikiewicz, Socjalizacja w edukacji domowej w opinii rodziców edukujących domowo, EETP, vol. 11, Kraków 2016 s. 124.
[25] Tamże.
[26] Tamże, s. 125.
[27] F. von Hayek, Droga do zniewolenia, przeł. M. Kuniński, Wydawnictwo Arcana, Kraków 1995, s. 65.
[28] M. Rothbard, Edukacja wolna i przymusowa, tłum. M. Moroń, D. Świonder, K. Buczkowska, Instytut Ludwiga von Misesa, Warszawa 2014, s. 25.
[29] Tamże, s. 31-32.
[30] Tamże, s. 32.
[31] J. Raimondo, Przeciw państwu. Biografia Murraya N. Rothbarda, przeł. Jakub Woziński, Wydawnictwo NWH, Kraków 2016, s. 57-58.