Ostatnio na popularności zyskuje słowo „misgendering”. Oznacza on zwracanie się do kogoś niezgodnie z płcią, jakiej oczekuje rozmówca i zazwyczaj dotyka on osoby transpłciowe oraz niebinarne. Przyjrzyjmy się więc temu trochę bliżej.
Dochodzi, powiedzmy, do takiej sytuacji. Podchodzą Państwo do kogoś od tyłu, osoba jest dość wysoka, barczysta, dobrze zbudowana, w spodniach i długim płaszczu, po czym bez długiego namysłu mówią Państwo:
– Przepraszam pana, którędy dojdę do dworca?
Na to głowa się odwraca i spomiędzy otoczonych lekkim zarostem ust wydobywa się basem:
– Jestem kobietą, proszę zwracać się do mnie „proszę pani”.
Mamy tu przykład misgenderingu, na razie niecelowego, oraz prośbę, aby się on nie powtarzał. No i pięknie, tylko prośba bardzo mocno kłóci się z Państwa intuicją i przyzwyczajeniami, w związku z tym pojawia się pytanie: czy należy tej prośbie uczynić zadość?
Od razu mówię, że jeśli spodziewają się Państwo jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie w tej notce, to się Państwo rozczarują. Ale zanim przejdziemy do odpowiedzi, zadam inne pytanie:
Ile powinna kosztować bułka?
Z libertariańskiego (i każdego innego równie zdroworozsądkowego) punktu widzenia nie ma żadnego problemu z odpowiedzią na to pytanie: tyle, na ile kupujący ze sprzedającym się umówią (z głupich punktów widzenia mogą padać inne odpowiedzi, np.: tyle, żeby każdego było na nią stać). Na początku, naturalnie wystąpi prawdopodobnie konflikt interesów. Nieco wyolbrzymiając powiedzmy, że kupujący gotowy jest zapłacić za bułkę 10 groszy i ani grosza więcej, a sprzedający jest gotów sprzedać bułkę za 10 złotych i ani grosza mniej. Każdy z nich ma prawo trwać przy swoim i nie iść na żaden kompromis. Co się wtedy stanie? Odpowiedź jest prosta: do sprzedaży nie dojdzie.
Obaj to wiedzą, dlatego zaczynają iść na pewne ustępstwa świadczące o tym, że zależy im na transakcji. Kto powinien pójść na większe ustępstwa? Ten, któremu bardziej zależy na tym, żeby transakcja doszła do skutku.
I tyle. I nie jest to kwestia ideologii tylko zwykłego logicznego myślenia. Bez problemu można sobie wyobrazić sytuację, w której sprzedawca dyktuje warunki, a kupujący się na nie zgodzi, jak i odwrotną oraz całą masę pośrednich. No i, oczywiście, sytuację, w której się nie dogadują, akceptują ten fakt jak cywilizowani ludzie (niecywilizowani próbowaliby użyć przemocy lub wynająć kogoś, kto zrobi to w ich imieniu, żeby zmusić drugą stronę do transakcji na określonych warunkach) i się rozchodzą.
Wracając do naszego przykładu: występuje tutaj dokładnie to samo zjawisko. Celem rozmowy nie jest dokonanie transakcji lecz komunikacja, ale zasada jest ta sama – jeśli jednej ze stron bardziej niż drugiej zależy na komunikacji, to ona powinna się dostosować, a jeśli bardziej niż na komunikacji zależy jej na nieustąpieniu ze swojego stanowiska, to do komunikacji nie dojdzie o ta osoba straci!
W podanym przykładzie należy – niekoniecznie z powodu ideologii czy z jakiegoś szacunku, tylko we własnym, dobrze pojętym interesie – uczynić prośbie zadość:
– Najmocniej przepraszam. Czy powie mi pani, jak dojść…
Ale wystarczy minimalnie przerobić przykład: zamieńmy te osoby rolami. Ktoś pyta Państwa:
– Przepraszam, którędy dojdę do dworca?
– Pójdzie pan w lewo, potem prosto, potem…
– Jestem kobietą, proszę mówić do mnie per „pani”.
– Pójdzie pan w lewo, potem prosto, potem…
– Mówiłam już…
– Ale ja wolę „pan”, jeśli panu to nie odpowiada, proszę spytać kogoś innego.
Tak mogłaby ta rozmowa się potoczyć i nie byłoby w tym nic złego. Nie musiałaby, rzecz jasna, tak się ona toczyć – z tego, że drugiej stronie bardziej zależy, nie wynika zakaz ustępstw. Natomiast jeśli ich nie ma – trudno. Można się z tym pogodzić (i np. nie wtrącać „mówiłam już…”), a można upierać się przy swoim.
Tylko wtedy nie trafi się na dworzec.
I dotyczy to nie tylko identyfikacji płciowej! Jeśli ktoś parodiuje osoby transpłciowe twierdząc, że identyfikuje się płciowo jako helikopter bojowy, zasada się nie zmienia. Jeśli ktoś chce, żeby mówiono do niego „szefie”, zasada się nie zmienia. Jeśli ktoś chce mówić do wszystkich „gruby”, zasada się nie zmienia.
Wolni ludzie mają prawo chcieć być nazywanymi jak chcą i mają prawo nazywać innych, jak chcą. Mają też prawo nie wchodzić z innymi w interakcje, których nie chcą, w tym: nie odpowiadać na ich pytania.
I to załatwia sprawę!
Autorem tekstu jest Wojciech Pietrzak