Przy okazji świąt wielkanocnych, partia Libertarianie opublikowała na swojej facebookowej stronie dość interesujący wpis. W większości dotyczył on krytyki zinstytucjonalizowanych religii w kontekście kryzysu w Ukrainie oraz udzielania pomocy humanitarnej.
O ile sama krytyka zachowań duchownych oraz hierarchii kościelnej może być kontrowersyjna – w dużej mierze jest słuszna i bardzo trafna – to w gruncie rzeczy nie jest niczym interesującym. Tym, co faktycznie zasługuje na uwagę, to przemycanie przy tej okazji dość etatystycznego postulatu, by oderwać świadczenie pomocy humanitarnej od tak ważnych dla libertarianizmu dobrowolnych interakcji rynkowych a przekazać go do centralnego koordynowania przez organy państwowe.
„Świeckie państwo ze świeckimi wolontariuszami są daleko lepszą gwarancją humanitaryzmu”.
„W naszej wersji pomoc humanitarna może być świadczona i koordynowana za pośrednictwem państwa, ale o wielkości i czasie trwania decydowaliby obywatele w częstych referendach. Państwo nie ma być wrogiem tylko sługą indywidualnej woli zbioru jednostek, a kryzysy humanitarne i wojny to wyjątkowe momenty, gdzie rola państwa może za zgodą i pod kontrolą obywateli chwilowo wzrosnąć”.
Muszę przyznać, że mniej by mnie zdziwiło, jakby coś takiego postulowały mainstreamowe partie pokroju PiS-u czy Lewicy niż organizacja nawiązująca do Libertarianizmu. Jednak nie wdając się w dygresje, przejdźmy do sedna sprawy, mianowicie pytania, czy ta propozycja jest niegorsza niż aktualne rozwiązanie zapewniane przez mechanizmy rynkowe?
Nikt nie wychodzi z twierdzeniem, że mechanizmy rynkowe są pozbawione wad, jednak każdy liberał (a przede wszystkim libertarianin) powinien zdawać sobie sprawę, że w przypadku rozwiązań etatystycznych, te wady zdecydowanie przeważają nad zaletami, a wynik często jest gorszy niż przy „niewidzialnej ręce wolnego rynku”.
Pierwszym z tych problemów, jest problem wysunięty przez F.A. Hayeka, mianowicie problem wiedzy. Żaden rządowy decydent, niezależnie czy centralny planista gospodarki, czy centralny koordynator pomocy humanitarnej nie jest w stanie pojąć całości rozproszonej wiedzy o miejscu i czasie, której wycinkami dysponują wyłącznie poszczególni uczestnicy rynku. Obecnie, przy braku koordynacji oddolnych wysiłków humanitarnych, poszczególne podmioty (dla przykładu fundacje) są w stanie specjalizować się w konkretnych typach pomocy, jedne będą pomagać zbierać fundusze na drogie zabiegi, inne zajmują się pomocą doraźną, przekazując żywność, a jeszcze inne będą pomagać potrzebującym „stanąć na własne nogi”. Z kolei państwowe centralne biuro planowania i koordynacji pomocy humanitarnej będzie musiało się samo zająć każdym problemem, samo zadecydować, którym przydzielić większy priorytet i środki, a które potraktować po macoszemu.
Ponadto jak można wywnioskować z samej wypowiedzi, w założeniu tego postulatu jest koncepcja państwa nie tylko jako koordynatora, ale jeszcze jako podmiotu organizującego wymagane kwoty. W jaki sposób to zrobi? Oczywiście poprzez dalsze wywłaszczenia obywateli z ich uczciwie zarobionych pieniędzy.
Kolejnym problemem jest kwestia, którą uważałem za dość oczywistą w środowisku około wolnościowym, mianowicie problem biurokracji.
Każdy państwowy projekt, nieważne jak wspaniałomyślnymi intencjami by się kierował, zależny jest wyłącznie od tego, jak sobie z nim poradzą urzędnicy. Czy w tym przypadku też będą się kierować chęcią pomocy jak prywatne podmioty świadczące usługi pomocowe, czy będzie im zależeć na kierowanie tej pomocy w stronę, która wpasowuje się w ich własny interes?
Należy pamiętać, że rząd nigdy nie miał pełnej kontroli nad urzędnikami i jej nigdy mieć nie będzie. Ponadto warto też w tym kontekście przypomnieć słowa wybitnego ekonomisty i postaci kluczowej dla ruchu wolnościowego, Ludwiga von Misesa: „Musimy sobie jedynie zdać sprawę, że ciasny kaftan biurokratycznej organizacji paraliżuje inicjatywę jednostki”.
Ostatnim istotnym problemem tego postulatu jest przekonanie o tym, że państwo może służyć jako przyjazne jednostkom narzędzie do realizowanie ich woli. Państwo z samej swojej natury jest emanacją wszelkiego możliwego zła, niewolnictwa, grabieży, przymusu i systemowego krzywdzenia ludzi. W przeciwieństwie do podmiotów rynkowych, które mają wyłącznie tyle uprawnień, jak bardzo im konsumenci pozwalają, państwo nigdy w długim okresie nie będzie rezygnować ze specjalnie nadanych mu uprawnień. Rozumiem, chcecie stopniowo wprowadzać libertarianizm, ale czy założenie, że państwowy moloch zechce w pewnym momencie zrezygnować z „wyjątkowych uprawnień”, nie jest co najwyżej myśleniem życzeniowym?
Ponadto pamiętać należy, że demokratyczna legitymacja nigdy nie będzie oznaczać tego samego co dobrowolne działanie pomocowe jednostki. W systemie rynkowym pomaga ten, kto ma taką wolę, w systemie państwowego koordynowania „pomagać” będzie każdy, w tym przegłosowana mniejszość, której w tym przypadku odmawia się podmiotowości. Wszyscy możemy się zgodzić, że pomoc humanitarna jest szczytnym celem, ale skoro nim jest to czy na pewno potrzeba do tego państwowej agresji?
Partia Libertarianie niczym Isildur we wnętrzu Góry Przeznaczenia, zamiast trzymać się idei zniszczenia źródła zła, wolą ulec jego destruktywnemu wpływowi. Doprawdy martwiące jest, że dla Partii Libertarianie hipokryzja kościoła, swoją drogą całkiem realna, jest większym problemem niż dalszy wzrost zbędnych kompetencji państwa, który jest również bardzo realny a przy tym o zgrozo postulowany przez libertarian, który nie staje się czymś dobrym tylko dlatego że zatwierdzony w referendum.
Partia Libertarianie ma niewiele wspólnego z libertarianizmem czy nawet liberalizmem. Nawet Grzegorz Braun pod tym względem jest bardziej wolnościowy ( o zgrozo @)
Rozumiem krytykę, ale z życzliwością dla pana Brauna to Jakubie mocno przesadziłeś.