Konfederaci mają problem, który dopiero teraz zauważyli. Pan prezes Mark Zuckerberg postanowił usunąć ich stronę z Facebooka, do czego zresztą w mojej ocenie ma (a w każdym razie mieć powinien) pełne prawo, wobec czego Konfederaci okazali się zasadniczo bezradni.
Błąd Konfederatów!
Waga problemu z którym Konfederaci się zderzyli jest przeto poważna w wielu warstwach. Pierwszy najoczywistszy problem to niemożność, czy raczej utrudnienie docierania do wyborców. Pan poseł Krzysztof Tuduj zakomunikował wręcz że “Sytuacja jest skandaliczna. Prywatny podmiot próbuje ingerować w treść debaty publicznej. Narusza w ten sposób konstytucyjne zasady, ale też m.in. ustawę o działalności partii politycznych”. Nie ulega kwestii że docieranie do wyborców jest utrudnione, ale czy oto prywatny podmiot nie ma prawa w debacie publicznej uczestniczyć?
Telewizje, radia i gazety też dokonują wyboru których polityków zaproszą do wywiadu, których wystąpienia będą transmitować a których wystąpienia będą przemilczać. Taka decyzyjność po stronie wydawców telewizji, radia i gazet nie jest atakiem na wolność słowa. Dlaczego decyzyjność po stronie Facebooka jest tak postrzegana? Bo został dość skutecznie wytworzony wizerunek podług którego Facebook nie jest li tylko wydawcą mediów, ale ogólnodostępną platformą komunikacji. Co oczywiście po raz kolejny okazało się nieprawdą. Okazuje się że Facebook może, dość arbitralnie, decydować o surowym egzekwowaniu swoich reguł wobec jednych podmiotów, a pobłażliwie wobec innych i nie ma w tym nic złego.
Natomiast dużym w mojej ocenie błędem Konfederacji było nadmierne poleganie na portalu p. Zuckerberga jako metodzie docierania do swoich wyborców. Konfederaci wkopali się, to ich błędna decyzja i teraz to się na Konfederatach mści. Pojawia się argument że Facebook jest monopolistą i Konfederaci chcąc dotrzeć do (potencjalnych) wyborców są na Facebook skazani. Moim zdaniem nie.
Dziwiłem im się że po zbanowaniu p. Janusza Korwin-Mikkego nie zaczęli inwestować w alternatywne media docierania do swoich wyborców, w rodzaju e-mailowych newsletterów, rozbudowy własnej strony webowej tak by zawierała więcej użytecznych informacji od aktualności po szczegółowy program (a nie marnej jakości ogólniki), druku biuletynów jak za komuny, czy wreszcie reklamy zewnętrznej!
No i ostatecznie innych stron społecznościowych, w tym alt-tech. Ostatnio obrodziło bowiem całkiem sporo alternatywnych sieci społecznościowych. Niewiele ma przewagi nad Facebookiem w penetracji polskiego rynku, ale wiele jest szybko rosnących, od Twitterów i Redditów, Discord (taki Slack dla graczy, ale ostatnio zyskuje na znaczeniu też w innych środowiskach) przez sieci alternatywnego nurtu jak Gettr, aż po bezpieczne sieci komunikacyjne w rodzaju Telegrama.
Facebook nie jest monopolistą, to raczej Konfederacja popełniła błąd nadmiernego polegania na jego usługach, a w efekcie tego zaczęła go tak postrzegać. Traktowanie Facebooka jako głównego medium docierania do zwolenników okazało się być fatalnym w skutkach błędem którego Konfederaci mogli uniknąć. Partie polityczne rodziły się i umierały nawet przed wynalezieniem Facebooka, i nawet przed wynalezieniem Facebooka możliwe było wypromowanie nowej partii.
Swoją drogą sam wyżej wspomniany p. Korwin-Mikke nie specjalnie protestował przeciwko swojej banicji z Facebooka, lecz zasilił konkurencyjny portal Youtube na którym teraz nadaje. A ostatnio, bo 5 stycznia, zaćwierkał na swoim Twitterze “P.Marek Zuckerberg ma prawo zlikwidować k-to Konfederacji (jeśli jest to zgodne z regulaminem). To wszystko przyśpieszy upadek Big Tech – bo Wielkie Firmy upadają częściej, niż się im wydaje.” (pisownia oryginalna). Takie dictum jest dla mnie głosem rozsądku w tym oceanie szaleństwa protestów.
Niesłuszna banicja!
Pan poseł Krzysztof Bosak zakomunikował na konferencji prasowej w Sejmie, że profil został zablokowany niesłusznie w wyniku nietransparentnych procesów. I zasadniczo drugie z tych stwierdzeń jest w pełni prawdziwe, bo procesy nie mają nic wspólnego z transparentnością. Ale czy został zablokowany niesłusznie? Jak Koledzy Max Cegiełka i Mikołaj Kawalec objaśnili na naszej stronie całkiem niedawno, przesłanki do banicji wskazane przez Facebook są rzeczywiście dalece naciągane i wręcz wątpliwe, ale również w niewielkim stopniu powiązane z opinią Konfederatów na temat pandemii COVID-19. Ostrzeżenia za “fake news” padały wobec postów które “fake newsami” wcale nie były i temu podobne (dociekliwych zachęcam do lekury rozbudowanego artykułu który Max i Mikołaj przygotowali, świetna porcja informacji.
Nie jest to rzecz niespodziewana, bo Facebook ma w zwyczaju traktować swój regulamin raczej pretekstowo, czasem kończy się to ignorowaniem zgłoszeń dot. postów które jawnie łamią reguły społeczności, innym razem posty które reguł nie łamią (chyba że zastosować bardzo akrobatyczną gimnastykę intelektualną) stają się powodem do ograniczania rozpowszechnienia stron, grup i postów. Pan Zuckerberg oczywiście ma pewnie prawo do takiego traktowania ustawionych przez siebie reguł, ale czy to etyczne? Mam cień wątpliwości.
Nie jest to z resztą nowość. Facebook ma bogatą tradycję wybiórczego zwalczania fałszywych informacji. Pan prezydent Biden na przykład przynajmniej 3-krotnie za pomocą Facebooka (18 września, 28 października i 28 grudnia ubiegłego roku) zakomunikował że jego program socjalny “Build Back Better” nie spowoduje zwiększenia deficytu, mimo że jego własny kongres (Kongresowe Biuro Budżetu, by być precyzyjnym) opublikował analizę podług której wzmiankowana ustawa wygeneruje kumulatywnie przez 10 lat 160 miliardów dolarów dodatkowego deficytu (mimo rozmaitych sztuczek księgowych zaaplikowanych przez kongresmenów w celu zaniżenia tej liczby).
Oczywiście nie jest to dla Facebooka powodem by jego posty opatrywać ostrzeżeniami przed kłamstwem (tak jak to czynił z niektórymi postami jego poprzednika), nie jest to dla Facebooka powodem by usuwać jego kłamliwe posty, nie jest to dla Facebooka powodem by ograniczać dystrybucję jego strony dystrybuującej kłamstwa, czy wreszcie ją banować (ale o banie nie mówimy, nawet adnotacji „niezależne faktczeki stwierdziły że to częściowo fałszywa informacja” nie ma).
Jakby ktoś się zastanawiał. Facebook ma oczywiście pełne prawo do surowego egzekwowania swoich reguł wobec jednych podmiotów i pobłażliwego wobec innych. Nikt tu nie chce (chyba) by był zobowiązany do równego traktowania wszystkich, by był przepisami zobowiązany do oznaczania kłamstw Bidena czy do odblokowania strony np Trumpa. Nie w tym rzecz.
Oczywiście każde medium, gazeta, telewizja, radio, ma swoją linię redakcyjną. Radio Maryja nie zaprasza chyba zbyt często p. Adriana Zandberga przed swoje mikrofony, i nikt normalny nie chce by miało taki obowiązek. Czemuż więc Facebook ma mieć obowiązek zapraszania Konfederacji? Zwracam na to uwagę to by po prostu pokazać jak można rozpoznawać stronniczość. Stronniczość mediów jest dozwolona w świecie wolności słowa, ale stronniczość może podlegać ocenie etycznej. Zwłaszcza stronniczość udająca neutralność (taka która nie udaje neutralności nie jest niczym nagannym! jest wręcz normalna).
Czyżby więc banicja Konfederatów była niesłuszna? Nie mi to oceniać. Ale jeśli Facebook sam jest sędzią do rozstrzygania zgodności z Jego regulaminem, to w sensie “uprawniona”, każda banicja jest słuszna.
Lekarstwo gorsze od choroby
Politycy na wyścigi ruszyli by komentować tę banicję. Konfederaci zaczęli domagać się ustawowego zagwarantowania wolności słowa w internecie. Także n.p. pan Radosław Sikorski z Platforny Obywatelskiej zakomunikował, że “kluczowe fora dyskusyjne demokracji nie powinny zależeć od widzimisię prywatnych właścicieli”.
Na pozór takie dictum może dawać poczucie optymizmu dla Facebookowych banitów, ale niestety w ostatecznym rozrachunku oznaczać to będzie wciąż granice dopuszczalnej debaty, ino regulowane przez ministra lub komisarza unijnego, a to dopiero dystopia. Gdy p. Zuckerberg mnie zbanuje, mogę zawsze wygłosić moje opinie na Twitterze, Youtubie, Tiktoku lub Reddicie. Będzie to niedogodne jeśli moi dotychczasowi odbiorcy przebywają wyłącznie na FB, ale wciąż jakieś forum pozostanie. Z kolei gdy decyzyjnym będzie urzędnik, jego decyzja zacznie się automatycznie aplikować do wszystkich forów, a nie tylko tego jednego.
Dużo bardziej rozsądny głos podnosi p. Stanisław Żółtek podnoszący argument, że “dochodzi element niszczenia czyjejś inwestycji (czasu i pieniędzy na budowanie zasięgów), bez odszkodowania. To trochę tak jakby powierzyła Pani pieniądze jakiemuś funduszowi inwestycyjnemu, a on by stwierdził, że nie wypłaci ich Pani z powrotem, bo naruszyła Pani regulamin. Jeśli dana firma nie chce dalej współpracować to powinna zadośćuczynić szkodzie, którą wyrządziła.”.
W rzeczy samej da się wskazać, że Konfederaci za swoją obecność na Facebooku zapłacili, raz generując dla p. Zuckerberga zasięg (a więc pośrednio zyski z reklam), a dwa że płacąc mu za reklamy w zamian za napędzenie publiczności do swojego profilu. P. Zuckerberg pieniądze za reklamy przyjął, ale profil napędzany tymi reklamami zabrał. Rozsądnym zdaje się być argument, że w takiej sytuacji jeżeli Facebook zechce zaprzestać współpracy z Konfederatami (ma do tego pełne prawo!), należy im się jakieś odszkodowanie (zwrot kosztów tego profilu chociażby). Problemem z takim dictum jest natomiast fakt że nie bardzo wiadomo jak to wyegzekwować. Nie istnieją żadne przepisy które pozwalają skutecznie domagać się tego rodzaju odszkodowania, a uchwalenie takich przepisów mogłoby jak zwykle przynieść więcej szkody niż pożytku.
A więc którędy droga?
Droga zawsze jest ta sama, jak Facebook nie chce Konfederatów, to z punktu widzenia Konfederatów roztropne jest po prostu odnaleźć inne sposoby docierania do swoich wyborców. Nie warto się oszukiwać że regulamin Facebooka (czy innego tego rodzaju programu) będzie stosowany bezstronnie, bo każde medium ma swoją linię redakcyjną, warto natomiast z punktu widzenia Konfederatów szukać tych miejsc które nie są aż tak nadgorliwe w rozdzielaniu banicji.
Gdyby potraktowali likwidację profilu Janusza Korwin-Mikkego (swego czasu najpopularniejszego z polityków polskich, pod względem liczby polubień) jako strzał ostrzegawczy, byliby na to dobrze przygotowani. A tak dali się zaskoczyć. Gdybym był na ich miejscu, zacząłbym się obawiać o indywidualne profile posłów tej partii i jej lokalnych oddziałów. W odwecie za tworzenie coraz to nowych kont “Konfederacji”, możemy się przecież spodziewać akcji banów szerzej zakrojonej niż profil samej partii.
Przy czym wygląda na to że ponad wszelką wątpliwość te banicje są zgodne z prawem, a wszelkie projekty ustaw które obliczone są na uniemożliwienie tego rodzaju banicji, nieść mogą dużo więcej skutków ujemnych niż dodatnich, także dla samych Konfederatów. Przestrzegam więc i Konfederatów przed forsowaniem tego rodzaju projektów!
Wróciliśmy do punktu wyjścia. Media mają prawo być stronnicze, mają prawo nie lubić prawicowych partii, i nie ma w tym nic złego. Nie jest to jakikolwiek atak na “kluczowe fora demokracji”, bo demokracja istniała na długo przed wynalezieniem Facebooka (wówczas również media były stronnicze a każda partia miała swoją tubę propagandową), i prawdopodobnie będzie istniała długo po jego likwidacji.
Maciej Kamiński
Cóż może im masz racje z tym że to prywatny podmiot i ma prawo do cenzury. Aczkolwiek jeżeli Konfa utraci jakikolwiek wpływ na polska politykę, to twój blog będzie jedynie beletrystyka dla fascynatów w świecie coraz bardziej socjalistycznym bez szans na jakiekolwiek wolnościowe zmiany, a być może i twój blog za jakiś czas okaże się mowa nienawiści i szkodliwym społecznie faszystowskim wykwitem i zostanie zamknięty przez urząd do walki z dyskryminacja i faszyzmem.