Spis Treści
Jako osoba, która od wielu lat obserwuje rozwój polskiego ruchu wolnościowego, a nawet dokłada do niego swoją cegiełkę, odnoszę wrażenie, że wśród szeroko pojętych wolnościowców krąży wiele szkodliwych oraz błędnych mitów. Mity te, poza byciem niespójnymi z ideałem wolności, własności i sprawiedliwości, tworzą również podwaliny do utożsamiania nas ze środowiskami etatystycznymi.
W tym tekście chciałbym przybliżyć Wam, czemu należy wystrzegać się powielania tych mitów.
Mit wolnościowej monarchii
Ten mit jest dość popularny wśród części wolnościowców skupionych wokół partii pewnego wąsatego jegomościa z muchą. Opiera się na przekonaniu, że skoro demokracja jest zła, to w takim razie należy powrócić do poprzedniego ustroju, czyli rzekomo wyzwalającej monarchii.
W tym systemie głową państwa, niezależnie od dzierżonego tytułu, jest osoba, która ten tytuł dziedziczy bądź jest wybierana, a władzę swą pełni dożywotnio. W tym momencie już mogą paść pierwsze argumenty “wolnościowych” monarchistów za swoim systemem. W końcu pozwoli on zaoszczędzić na tych ciągłych wyborach prezydenckich, kampaniach wyborczych, ponadto w systemach dziedzicznych następca tronu (bądź następczyni!) od dzieciństwa będzie szkolony do sprawnego zarządzania państwem, by po objęciu władzy mógł w swoim władaniu kierować się perspektywą długookresową, rozwijając gospodarczą potęgę swojego królestwa, w przeciwieństwie do władz demokratycznych nastawionych na okres krótki.
Błędy tego argumentu widać gołym okiem. Mianowicie jest tu ukryte założenie, że taki monarcha będzie się zachowywać niczym homo oeconomicus, zawsze podejmując racjonalne1 decyzje, mający niezmienne w czasie preferencje i zawsze dążący do maksymalizacji zysku monetarnego wynikającego z wpływów pod postacią podatków.
Warto też wspomnieć o tym, co dr Jakub Bożydar Wiśniewski wykazał w jednym ze swoich wpisów:
Ponadto monarcha ma w stosunku do demokratycznych zarządców więcej do stracenia w przypadku wykształcenia się w społeczeństwie silnej klasy średniej, która – ośmielona swoją rosnącą zamożnością – mogłaby zażądać współudziału we władzy, a tym samym faktycznej likwidacji większości monarchicznych przywilejów.2
Co po raz kolejny podkopuje argumenty dotyczące zbawiennego wpływu monarchii na gospodarkę i bogactwo, gdyż dla takiego władcy dobrobyt poddanych jest kwestią drugorzędną w stosunku do jego własnego dobrobytu oraz samego utrzymania się na tronie.
Teraz zastanówmy się, jaka jest geneza powstania monarchii. Historycznie proces ten przebiegał najprawdopodobniej tak, że najpierw na jakimś terenie żyły, potocznie rzecz ujmując, pokojowo nastawione plemiona rolników i handlarzy, którzy zostali napadnięci i podporządkowani “bandytom”. Z czasem pobierany haracz zaczął być nazywany podatkami, wódz bandytów królem (czasem wymyślając przy tym historyjki na przykład o babie z bajora rzekomo uprawniającej go do władania), a jego wojownicy zostali szlachetnymi rycerzami. Jak powszechnie wiadomo, sama monarchia monarchii nierówna, jeśli chodzi o sposób funkcjonowania. Jednak nie zmienia to faktu, że z perspektywy libertarianina monarcha jest nikim więcej niż personifikacją państwa3. Dla monarchii nie ma jednego wspólnego systemu społeczno-gospodarczego, historycznie najczęściej istniała monarchia oparta na feudalizmie, w którym monarcha zawłaszczał całość władanych terenów i łaskawie pozwala ze swojej rzekomej własności korzystać w zamian za różnego rodzaju daniny. System taki, stoi stosunkowo blisko socjalizmu jako systemu nakazowego, w którym występuje powszechna kreacja tytułów własności do cudzych majątków przez władzę centralną. Następnie taka władza, korzystając ze swojego monopolu na przemoc oraz prawodawstwo, część tej zagrabionej własności redystrybuuje w stronę swojej świty – bądź osób będących z nią w dobrych stosunkach, w celu realizacji racji stanu (bądź centralplanu).
Mit wolnościowej demokracji
Skoro już wiemy, czemu mit popularny wśród “prawicowych wolnościowców” z wolnością nie ma zbyt wiele wspólnego, to teraz przyjrzymy się ulubionemu mitowi tych bardziej centrowych oraz lewicujących wolnościowców. Mitem tym jest określana przez Jana Hermanna-Hoppego Bogiem, który zawiódł4 demokracja, a dokładniej przekonanie, że warunkiem koniecznym wolności jest poparcie dla systemu demokratycznego.
System ten, podobnie jak poprzedni, legitymizuje się dość absurdalnymi historyjkami. Z tą kosmetyczną różnicą, że monarchia odwoływała się najczęściej do jakiejś siły wyższej jako źródła swojej władzy, z kolei demokracja za swoje źródło władzy uznaje wolę ludu. Wolę jakiegoś kolektywnego umysłu, który zawsze podejmie najlepszą decyzję, ponieważ wystarczająca jego część uważa dany pomysł za słuszny.
Wspomniany wcześniej niemiecki teoretyk libertarianizmu często nazywa ten system lżejszą wersją komunizmu5, trzeba przyznać, że argumentacja na zasadzie “monarchia to prywatne państwo, więc dobre, demokracja to publicznie posiadane państwo, więc złe” nie jest zbyt trafna, ponieważ jak nietrudno się domyśleć, to posiadanie jest raczej ładnie brzmiącą nazwą niż stanem faktycznym. Z kolei jak najbardziej przekonujący jest argument o tym, że w demokracji większość jest w stanie swobodnie decydować o własności mniejszości, czego przykładem są nacjonalizacje (czasem ładnie nazywane “repolonizacją”), opodatkowanie oraz wszelkie regulacje, które narzucają działającym jednostkom warunki współpracy bądź korzystania ze swojego majątku.
W zasadzie zarówno demokracja, jak i monarchia bezczelnie podważają instytucję własności prywatnej, która, jak wiadomo, jest siłą napędową bogactwa, na którym rządzący pasożytują.
Mówi się, że demokracja ma narzędzia ograniczające zakres ingerencji państwa w życie obywateli, rzekomo wspomnianym narzędziem ma być konstytucja oraz niezależne sądownictwo. Jednak rzeczywistość zweryfikowała te wspaniałe instytucje, wszakże pisana podobno w duchu klasyczno-liberalnego państwa minimum amerykańska konstytucja dziś w żaden sposób nie ogranicza interwencjonistycznych dążeń administracji Józefa Bidena (ani żadnej wcześniejszej) do stworzenia w tej federacji gospodarki niedoborów. Co do sądów, to nawet na polskim przykładzie widzimy, że wystarczy do tego sprawne korzystanie z narzędzi politycznych i już za zgodą wymaganej większości wyborców można robić, co się chce, a wspomnianą wcześniej konstytucję mieć w poważaniu.
Mit wolnościowego ekokratyzmu
Na wstępie wypada, bym pokrótce objaśnił, co rozumiem przez termin ekokratyzm6, aby uniknąć późniejszych nieporozumień. Otóż ekokratyzm to nie to samo, co działania nakierowane na ochronę środowiska, to nie jest chęć dbania o planetę ani też chęć dbania o zdrowie innych ludzi. Ekokratyzmem nazywam taki zestaw poglądów, który za pomocą środków przymusu państwowego dąży do ograniczenia swobody działania jednostki przy poszerzaniu kompetencji państwa. Motywacje prezentowania tego poglądu mogą być różne, choć nie mają one większego znaczenia. Może to być równie dobrze podążanie za modą, deklaratywna chęć dbania o przyrodę – a nawet chęć wprowadzenia tylnymi drzwiami systemu socjalistycznego.
Zapewne zapytacie: No dobra, ale na czym polega ten mit? Otóż na tym, że taki “wolnościowy” ekokrata w swojej argumentacji wykorzystuje wypaczoną wersję etyki libertariańskiej, głosząc na przykład coś takiego: jedzenie mięsa narusza NAP7, więc potrzebujemy, by rząd je opodatkował bądź zakazał, prawdę mówiąc, zamiast jedzenia mięsa można wstawić tam praktycznie cokolwiek związanego z tematem, ten wzór jest dla nich uniwersalny. Jak wiadomo, samo istnienie negatywnych efektów zewnętrznych jest wystarczającym powodem do rozwijania rządu, przecież to nie jest tak, jak w przypadku problemu wspólnego pastwiska, gdzie odpowiedzialności za odsunięcie części skutków działania od działającego odpowiada kolektywne posiadanie jakiegoś dobra rzadkiego. Tym bardziej przecież rozwiązaniem nie jest prywatyzacja i ścisłe przestrzeganie reguł tworzonych przez własność prywatną.
Możemy też zauważyć traktowanie NAPu jako czegoś w rodzaju zasady konstytucyjnej, którą oczywiście nie jest i nigdy nie będzie. Po pierwsze, by doszło do naruszenia NAPu, potrzebne jest określenie, czy jest agresor i czy jest poszkodowany oraz na czym konkretnie polega ta inicjacja agresji. W przypadku, gdy te warunki zostaną spełnione, można faktycznie mówić o naruszeniu NAP-u, zresztą jestem pewien, że w wolnym społeczeństwie będzie można na tej zasadzie rozliczać osoby, które dla przykładu palą opony na swoim trawniku bądź składują odpady promieniotwórcze w swoim odcinku rzeki. Tak, mają prawo to robić tak długo, jak efekty ich działania nie zaszkodzą własności przynajmniej jednego z sąsiadów.
Mit wolnościowego progresywizmu/konserwatyzmu
Bycie szeroko pojętym wolnościowcem to dość ciekawe doświadczenie, na tyle ciekawe, że niektórych wręcz przerastają takie podstawy, jak rozróżnienie poglądów obyczajowo-kulturowych na prywatne oraz polityczne. Z faktu istnienia takiego rozróżnienia wynika, że wolnościowiec prywatnie może wyznawać dowolny zestaw wartości, mogą być one bardziej konserwatywne, progresywne, centrowe a nawet tradycjonalistyczne (oraz oczywiście po prostu liberalne), ale w kwestiach politycznych musi chować tę część poglądów do kieszeni. Powinien tak postąpić, ponieważ dla wolnościowca niedopuszczalnym powinno być wykorzystywanie terytorialnego monopolu na przemoc i stanowienie prawa (państwa) do narzucania swoich wartości pokojowo działającym jednostkom.
Takie idpolowanie8 oraz porzucanie wartości wolnościowych w konkretnych kwestiach politycznych może oznaczać co najwyżej, że dana osoba poza niebyciem wolnościowcem, nie wierzy również w słuszność swoich poglądów. Prawdziwy wolnościowiec™, wierząc w słuszność wyznawanych wartości, nie powinien się obawiać konkurencji na rynku idei, a więc również odrzucać wszelkie formy państwowej ingerencji we wspomniane kwestie.
Podsumowanie
Moi drodzy wolnościowcy oraz Ci za nich się podający, na zakończenie serdecznie Wam przypominam, że:
- monarchizm nie zapewni wolności
- demokratyzm nie zapewni wolności
- ekokratyzm nie zapewni wolności
- konserwatyzm ani progresywizm nie zapewnią wolności
Tym, co może wolność zapewnić, to wyłącznie bezwarunkowe poszanowanie dla instytucji własności prywatnej – oraz wszelkich jej następstw, takich jak samoposiadanie oraz zasada nieagresji.
- W rozumieniu koncepcji wąsko rozumianej racjonalności formalnej.
- http://www.jakubw.com/2014/08/demokracja-monarchia-czyli-wybor-miedzy.html, dostęp:08.12.2021.
- Co tak właściwie daje możliwość stosunkowo szybkiego ukrócenia państwa niczym sprawnym chirurgicznym cięciem.
- Polska wersja tytułu książki Jana Hermanna-Hoppego (Democracy: The God that Failed. The Economics and Politics of Monarchy, Democracy, and Natural Order.).
- Democracy has nothing to do with freedom. Democracy is a soft variant of communism, and rarely in the history of ideas has it been taken for anything else, http://www.lewrockwell.com/hoppe/hoppe17.html, dostęp:08.12.2021.
- Ekokratyzm, będący znaczeniowo tożsamy z używanym w innych pracach pojęciem ekologizm (https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/ekologizm;3897003.html, dostęp:08.12.2021). Neologizm utworzony na podstawie połączenia ekologizm i greckiego słowa krátos – władza.
- Ang. Non Aggression Principle – zasada nieagresji.
- Stawianie na piedestał kwestii obyczajowo-kulturowych.
„Prawdziwy wolnościowiec™, wierząc w słuszność wyznawanych wartości, nie powinien się obawiać konkurencji na rynku idei, a więc również odrzucać wszelkie formy państwowej ingerencji we wspomniane kwestie.”
Niestety, ale większość błędnych ideologii ucieka się do kłamstw i oszustw, nie dopuszczamy tego na rynku towarowym i tak samo nie możemy tego dopuszczać na rynku idei. Jest to po prostu nieuczciwa praktyka rynkowa, więc jeżeli pozostawimy to pole nieuregulowane, to niestety Prawda przegra z fałszem.