Wielu z nas może słusznie uznawać, że nacjonalistyczna, solidarystyczna propaganda nie ma wysokiej wartości merytorycznej. Próby interpretacji wolności na swoją modłę zauważalne są tak u antywłasnościowych anarchistów, jak i trzeciodrogowych nacjonalistów-solidarystów. Mimo, że dowody na słuszność i skuteczność podejścia jednostkowego – nie kolektywnego – są bardziej ewidentne, niż pokrętne tłumaczenie, że “jesteś wolny, gdy nie możesz sam o sobie decydować bez ingerencji innych”; to nie każdy jest w stanie od razu je dostrzec.
Dzieje się tak między innymi dlatego, że moim zdaniem myśl liberalna u źródeł zawiera w sobie szkodliwy pierwiastek egalitaryzmu, ideały traktujące o konieczności zaprowadzenia równości międzyludzkiej. Skutkiem wiecznego równania w dół są postulaty solidarności międzygatunkowej, tzw. “animal liberation”, ruch wyzwolenia zwierząt i tym podobne. Mimo, że od początku istnienia “klaslibu” kładziono nacisk na odróżnienie równości wobec prawa od postulatów wyrównania stanu posiadania, nie zdało się to na wiele. Idące za przesłankami “equality of chances” nurty socjalliberalne łączą liberalizm z socjalizmem. Sami myśliciele liberalni początkowo zasiadali na lewicy, jako radykałowie. Partie określające się dziś jako liberalne, promują programy socjaldemokratyczne, etatystyczne i takie, które wprost uderzają w wolność jednostki – nie tylko gospodarczą (polityka zamknięć firm, lockdownów etc.). Nie jestem zdania, że wszyscy liberałowie sami sobie zawinili i sami zapracowali na taki los dzisiejszego ruchu wolnościowego. Jednak trzeba przyznać, że totalitarny w swej naturze egalitaryzm, rosnąc na sile jako komponent wielu odłamów liberalizmu, niemalże zdążył sobie go zawłaszczyć.
Wyszczególnijmy dwa sposoby rozumienia indywidualizmu. Niech ten pierwszy postrzega człowieka jako indywidualność, jednostkę w pewnej mierze decydującą o sobie na zasadzie ludzkiego działania. Drugi rodzaj tego nurtu odrzucają jakikolwiek absolut i zasadę “A to A”. To podniesony do n-tej potęgi ultrasubiektywizm prowadzący do ultrarelatywizmu, tzw. hiperindywidualizm. To dzięki niemu w dzisiejszych czasach panuje tak ogromne parcie na etykietowanie siebie samego milionem tożsamości, które koniec końców nic nie znaczą. Na rzecz tzw. dobroludzizmu, czyli patologicznego altruizmu, skłonny jest ograniczać prawa jednostek. Paradoksalnie: ten pseudoindywidualizm to ukryty kolektywizm. Gdy każdy jest wyjątkowy – nikt nie jest.
Prawicowi sympatycy dystrybucjonizmu i korporacjonizmu, jak Adam Wielomski i Krzysztof Karoń, bardzo często krytykują indywidualizm. Jednak celowo lub nie, mylą “ten pierwszy”, bardziej egzystencjalny – z “tym drugim”, rzeczywiście będącym w mainstreamie i potrafiącym o dziwo być kompatybilnym z kolektywizmem propagowanym przez rząd i różne partie. Myślę, że to zabieg mający na celu wykreowanie wroga tam, gdzie go nie ma. Wieczna walka z nieistniejącym zagrożeniem; coś, co pisowcy opanowali do perfekcji w swej retoryce. Tam ośmiornice w restauracji nagle są drogim luksusem, za to przepalanie pieniędzy podatnika przez różnych Sasinów jest zasadne. Pewna grupa odbiorców wydaje się wierzyć w taki przekaz.
Konserwatyści będący w dużej mierze za podejściem jednostkowym do człowieka to Korwin i Braun. JKM deklaruje się jako deista chrześcijański. Za to znany nam katolicki reżyser kreśli dychotomię “indywidualizm liberalny – kolektywizm” i proponuje umiarkowaną, “zdrową, katolicką wersję indywidualizmu”: personalizm. Takie podejście w skrócie uznaje pewną zależność danej jednostki od reszty społeczeństwa, przy czym wciąż zakłada istnienie wolnej woli. Jest to więc trochę mniej radykalny, ale wciąż mocny indywidualizm. W tym wypadku o nacechowaniu religijnym.
Z powyższych rozważań możemy wywnioskować, że jest możliwość porozumienia się klasycznych liberałów i ogólnie sympatyków odpowiedzialności osobistej, wolnego rynku – z pewnymi tradycjonalistami. Dodatnie skutki takiego rozwiązania widać w rothbardowskiej myśli prawicowego populizmu przełożonej na praktykę. Pewna partia według wielu osób miała nigdy nie przekroczyć progu, rozpaść się po tygodniu – a jednak wciąż funkcjonuje jako sojusz narodowców z koliberałami. Porozumienie się liberałów z tradycjonalistami to realna i skuteczna strategia polityczna, przynajmniej by w końcu wejść do sejmu i by taki anarchokapitalista Kulesza zyskał głos. Tak, Polska to jedyny kraj z akapem w parlamencie.
Przy tworzeniu grupy odbiorców dla danego targetu reklamowego, ważne jest ustalenie przedziału wiekowego, lokalizacji, zainteresowań, statusu majątkowego i innych cech przykładowego konsumenta. “Branża” polityki nie jest tu wyjątkiem – polityka funkcjonuje identycznie, o czym możemy się przekonać, gdy sprawdzimy ustawienia grup docelowych przy reklamach partii politycznych na Facebooku. Są strony młodzieżówek i stowarzyszeń, które jako target wybierają nawet singli i osoby po rozwodzie. Wydaje się to chamskie – ale działa. Jaką grupą odbiorców w Polsce są zwolennicy odpowiedzialności za siebie? To najczęściej osoby w wieku od około 20 do 30 lat, zarabiające miesięcznie znacznie więcej, niż wynosi średnia krajowa. Często nie interesują się “obyczajówką” na tle podejścia do gospodarki.
Za to część osób o podejściu tradycjonalistycznym jest skłonna poprzeć postulaty wolnorynkowe, gdy konsekwencjalistycznie położymy nacisk na antyegalitaryzm. Tutaj liberałowie i tradsi mówią wspólnym językiem i gdy tylko ta pierwsza grupa nie odejdzie w soclib – a ta druga w solidaryzm – to współpraca na tle politycznym, by np. przekroczyć próg wyborczy, jest realna.
Pułapkami dla obu z powyższych środowisk są wspomniane przeze mnie na początku socjalliberalizm i solidaryzm społeczny. Połączyć je oba może złowrogi darwinizm społeczny – a tak dokładnie, spenceryzm.
Herbert Spencer to jeden z najwybitniejszych XIX-wiecznych myślicieli anglosaskich. Poczynił ogromny wkład w popularyzację idei wolności osobistej i gospodarczej. Jego klasyczny liberalizm był na tyle radykalny, że postulował nawet “Prawo do ignorowania państwa”. Za to już w XX wieku, Amerykańska Partia Komunistyczna ukuła termin darwinizmu społecznego. Narodził się on jako epitet nawiązujący do austriackiego malarza. Jednak patrząc z perspektywy obecnej, bardziej merytorycznej, można w pewien sposób przyjąć termin darwinizm – tak samo, jak przyjął się termin kapitalizm. W końcu to Karol Marks spopularyzował to pojęcie społeczno-ekonomiczne. Również pierwotnie było jedynie epitetem.
Hans-Hermann Hoppe, wybitny austriacki ekonomista i twórca etyki argumentacyjnej, wysławił się przemową “Libertarianism And The Alt-Right” jeszcze w 2017 roku. Ruchem niegdysiejszej, obecnie nieistniającej amerykańskiej alternatywnej prawicy możnaby zająć się w bardziej obszernym artykule. Pozwolę sobie streścić jego postulaty jako radykalnie prawicowe na tle światopoglądowym, antyglobalistyczne i często szokujące w przekazie, niekiedy celowo przesadzające w retoryce. Początkowo miała to być jedynie alternatywa dla neokonserwatyzmu. Hoppe podkreślił, że antyrównościowy charakter alt-rightu może współgrać z libertariańskim sprzeciwem wobec rządowych programów egalitarystycznych, redystrybucyjnych, “dyskryminacji pozytywnej”.
Skoro jest to możliwe, to jak dogadać się z tradycjonalistami? Nie warto z góry zamykać się na konserwatywnego rozmówcę. Jeżeli chce egzekwować swój światopogląd dobrowolnie, to jak najbardziej może być uznany za sojusznika wolności. Problem pojawia się tylko przy ewentualnych zamiarach interwencjonistycznych. Gdy ten przykładowy prawicowiec nie ma problemu z prywatyzacją szkolnictwa, odebraniem praw aparatowi władzy na rzecz ostracyzmu społecznego, to istnieje pole do porozumienia się. Nawet, gdy PiS panuje i zaprowadza swoją obyczajówkę, można argumentować, że takie Czarnki i inni pisowcy szkodzą wizerunkowi konserwatyzmu. Zmniejsza się wtedy popularność idei zachowawczych u młodych. Zwiększając liczbę godzin religii w szkole realizowanej na zasadzie pruskiego systemu nauczania, wręcz zniechęcimy młodych do postaw konserwatywnych. Widać to nawet w przekazie głównej partii lewicowej w Polsce, która zeszła z tematów gospodarczych na obyczajowe, buduje kapitał polityczny krytykując Czarnka (i jest za co go krytykować, jak i wszelkich innych MENów).
Czyli mamy dwie zasady, nie zamykaj się z góry na konserwatywnego rozmówcę – bo gdy nie chce egzekwować swojego światopoglądu pod przymusem, tylko realizować go na zasadzie woluntarystycznej, to można się dogadać; oraz – pole do współpracy to antyegalitaryzm i zdrowy indywidualizm “typu odpowiedzialnego”. Tak jak pan Spencer powiedział.
Źródła:
https://www.amazon.com/Getting-Libertarianism-Right-Hans-Hermann-Hoppe-ebook/dp/B07KD697CX
https://konserwatyzm.pl/tag/adam-wielomski/
https://www.forbes.com/sites/alejandrochafuen/2013/05/01/the-sad-decline-of-the-word-capitalism/
Max Cegiełka
Przecież każdy z nas przeżywa swoje życie i śmierć indywidualnie, a nie kolektywnie. Nikt poza nami nie patrzy na świat naszymi oczami, nie umrze za nas. Więc kolektywizm i socjalizm zakamuflowany pod różnymi postaciami narodowego-solidaryzmu niczym nie różni się u swych podstaw od komunizmu, ponieważ odwołuje się do abstrakcyjnego kolektywu, który jest traktowany jak jedno zbiorowe „JA”. Tego typu system J.L.Talmon określał jako demokracja totalitarna. Jest to w zasadzie jedna i ta sama ludowa utopia, której wyznawcy różnią się jedynie propagandą i „wrogiem ludu”, który ma jednoczyć i aktywizować masy w celu kolektywnego zbawienia. Może on się kamuflować pod postacią narodowego socjalizmu, volkizmu, zadrugi, komunizmu, dżucze, maoizmu i innych świeckich religii. Tradycyjni konserwatyści nigdy nie popierali społeczeństwa masowego, które tworzy zarówno socjalizm narodowy jak i międzynarodowy. Wręcz przeciwnie t. konserwatyści odwoływali się do rodziny i lokalnej wspólnoty, a więc wspólnoty naturalnej w której jednostka odnajduje swoją indywidualności. W której się wychowuje i z którą spotyka się wcześniej niż z jakimś abstrakcyjnym kolektywem ideologicznym. Poza tym narodwo-soliadrystyczne ugrupowania stawiają państwo i naród ponad rodzinę i wspólnotę lokalną. Naród jest przecież wymysłem rewolucji francuskiej i narzędziem skierowanym przeciw monarchii. Nie możesz być jednocześnie lojalnym poddanym króla i jednocześnie Polakiem, obywatelem etnicznej Republiki. Tak samo jak nie możesz być jednocześnie lojalny wobec rodziny i narodowo-solidsrystycznych utopii. Narodowi-solidsryści właściwie ignorują wewnętrzne zróżnicowania. Dla nich nie ma regionalnych dialektów i lokalnych gwar. Nie ma też miejsca na różne księstwa, hrabstwa, lokaknych możnowładców. Nie ma Ślązaków, Kaszubów, Wielkopolan, Małopolan itd. jest tylko nacjonalistyczna urawniłowka. Próba stworzenia nowego „narodu” wedle swojego wyobrażenia. Tak jakby kultury narodowej nie tworzyły samodzielnie i naturalnie poszczególne regiony. Tylko państwo odgórnie narzucało swoją własną wymyśloną kulturę narodową dla wszystkich regionów, gmin, miast i wsi. Przecież to się niczym nie różni od komunizmu. To tylko nacjonal-bolszewizm. Ciężko to w ogóle nazwać konserwatyzmem, bo ta ich tradycja właściwie jest przez nich wymyślona. Nie odwołują się do żadnych wątków zakorzenionych w historii polskiej monarchii. Czasem tylko rzucą jakiejś pobożne hasła i pobełkoczą o jakimś dystrybucjonizmie, którego nigdy i nigdzie wcześniej nie stosowano. Faszystowski korporacjonizm też nie był żadnym powortem do starego porządku. Nie słyszałem, aby włościanie z hrabstwa Małachowskich tworzyli krajową korporację rolniczą z włościanami z hrabstwa Tarnowksich i innych rodów. Dlatego narodowy-solidaryzm, dystrybucjonizm, faszyzm to kolejne wymysły i modyfikacje tego samego kolektywizmu jakim jest socjalizm. Poza tym krytyka liberalizmu ze strony nacjonalistów jest zabawna. Uważają oni liberalizm za produkt oświecenia, a nie przeszkadza im nacjonalizm który sam jest produktem oświecenia. Pierwszym liberalizm był liberalizmem arystorkatycznym, który ukazywał wolność jako prawo do tworzenia i budowania nie tylko gospodarki, ale również współtworzenia samej arystokracji. Był to liberalizm których chciał uszlachcić lud. Tym czasem nacjonalizm to jakobinizmu w czystej postaci, smród, brud, nędza, szowinizm, baderyzm, Bąkiewicze, ONR’u, najgorszy syf obok bolszewizmu.