”Polski ład”, którego nazwa zapewne nie bez powodu nawiązuje do znanego powszechnie z lekcji historii programu amerykańskiego prezydenta Franklina Delano Roosevelta sieje już postrach wśród polskich przedsiębiorców. Rząd zręcznie wykorzystał kryzys pandemiczny pogłębiony “wielkim lockdownem”, by przepchnąć swoją antyrynkową agendę, oczywiście wszelkiej maści apologeci etatyzmu będą wychwalać ten program za wzrosty nakładów budżetowych mające rzekomo usprawnić funkcjonowanie służby zdrowia oraz za zmiany budownictwie mieszkalnym, ale mało kto z nich wspomina o koszcie, jakie ta rzekoma odbudowa gospodarki za sobą ciągnie.
Jednym z poważniejszych kosztów tego planu jest wzrost progresji podatkowej, o ile dzięki podniesieniu kwoty wolnej od podatku osoby zarabiające poniżej średniej krajowej mogą coś zyskać, tak dla większości wykwalifikowanych pracowników oraz dla osób na samozatrudnieniu spodziewane są zauważalne straty, szczególnie mając na uwadze, że odliczanie składek NFZ od podstawy opodatkowania zostanie uniemożliwione.
Rosnąca wysokość danin przekazywanych lewiatanowi wraz z dalszą komplikacją już i tak skomplikowanego systemu podatkowego jednak może przynieść pozytywny skutek, jakim jest przenoszenie się firm do krajów, gdzie lewiatan spogląda na ludzi łaskawszym okiem. Niestety ci mali bądź średni przedsiębiorcy, którzy z jakichś powodów nie zdecydują się na “emigrację podatkową” swojej firmy będą zmuszeni do redukcji zatrudnienia, bądź podniesienie cen swoich usług lub produktów.
Przeglądając wpisy lewicowych aktywistów, można zauważyć stały lament o wysokie ceny mieszkań w centrach większych polskich miast, za co rzekomo ma odpowiadać zły neoliberalny demon “zderegulowanego” rynku mieszkaniowego. Jednak fakty są zgoła inne, jedna z najwyższych inflacji w Unii wraz ze skandalicznie niskimi stopami procentowymi sprawiają, że jedynym sensownym sposobem na zachowanie swoich oszczędności jest inwestycja w rynek mieszkaniowy, który swoją drogą jest jednym z najbardziej regulowanych wśród państw OECD. Co się okazuje: ten już i tak nienaturalnie stymulowany popyt zapowiada się, że będzie jeszcze większy, otóż niemiłosiernie panujący nam rząd wraz z paroma faktycznie pozytywnymi zmianami takimi jak zniesienie wymogu uzyskania pozwolenia na budowę domu jednorodzinnego o powierzchni do 70 mkw szykuje też zmiany istotnie stymulujące popyt na rynku mieszkaniowym.
Zapowiadane są programy takie jak “Mieszkanie bez wkładu własnego” czy “Bon mieszkaniowy”, z pozoru mają one pomagać rodzinom wielodzietnym i innym grupom, na których głosy liczy obóz rządzący. O ile tej niespecjalnie szerokiej grupie faktycznie mogłyby te zmiany pomóc w większy lub mniejszy sposób, tak robią to one kosztem praktycznie całej reszty potencjalnych nabywców mieszkań, którzy potencjalnie będą musieli się zmierzyć z jeszcze większą dynamiką zmian cen za metr kwadratowy. Oczywiście ustawodawcy przewidzieli, że te programy doprowadzą do wzrostu cen, jednak sprytnie zabezpieczyli interesy swoich wyborców poprzez cenę maksymalną mieszkań kwalifikujących się do programu Bonu mieszkaniowego. Jednak to nie ci korzystający z programów na nim najwięcej zyskają, te programy są oczywiście najbardziej na rękę deweloperom, którzy ciesząc się z dodatkowego popytu, przerzucą straty z mieszkań budowanych pod program, na mieszkania niekwalifikujące się do Bonu.
Bańka na mieszkania jest już na tyle poważna, że nawet pomimo pobicia w 2020 roku PRL-owskiego rekordu ilości mieszkań oddanych do użytku, ceny jak na złość nie chcą spadać. Jednak biorąc pod uwagę ostatnie wzrosty cen materiałów budowlanych, po okresie ciągłego wzrostu zamiast stabilnie spadających cen czeka nas zapewne załamanie rynku mieszkaniowego podobne do tego z 2008 roku, oczywiście przy założeniu, że rząd w żaden sposób tego nie pogorszy.
Podsumowując, Polski (nie)Ład nie jest niczym innym jak kolejnym programem tworzonym przez PiS, aby zjednać sobie poparcie swojego elektoratu, bez żadnego głębszego pomyślunku o długofalowych skutkach tego szaleństwa. Pozostaje nam więc liczyć, że po ewentualnym pęknięciu tej bańki ludziom otworzą się w końcu oczy, a rynkowi pozwoli się oczyścić z błędnych inwestycji.