Konserwatywny liberalizm to ideologia na którą spoglądam z pewną życzliwością ale do której nie należę. Z tej perspektywy obok jego pewnych zasług chcę wypunktować dwa problemy tej idei.
Na początek troszku historii, ideologia konserwatywnego liberalizmu (koliberalizmu) wywodzi się z liberalizmu klasycznego w tym samym mniej więcej punkcie co demokratyczny liberalizm (demoliberalizmu), w pewnym z resztą stopniu w opozycji do niego. Liberałowie ci obawiali się że progresywny trend demokratyzacji instytucji politycznych doprowadzi do podważenia państwa minimalnego („nocnego stróża”) na rzecz państwa opiekuńczego (wszechmogącego) przez regulację i redystrybucję coraz skuteczniej podważającego istotę własności prywatnej oraz wolności gospodarczej i osobistej; W istocie te obawy się potwierdziły, ale ich spełnienie nie spowodowało umocnienia przekazu konserwatywnych liberałów lecz ich degenerację.
I tu przechodzimy do dwóch problemów właściwych dla tej ideologii:
1.
Degeneracja liberalizmu konserwatywnego: Konserwatywni liberałowie de facto nie wiedzą co konserwują; Oni nie chcą oni już konserwować (za wyjątkiem może Janusza Korwin-Mikkego i jego świty) starego porządku politycznego (bo go nie ma, został zaorany ponad sto lat temu i nie ma do czego wracać, zwłaszcza w kontekście polskim gdzie stary porządek był porządkiem obcym); Oni czasem konserwują jakąś prominentną rolę Kościoła w kulturze, czasem jakieś wartości rodzinne które każdy z nich definiuje inaczej, czasem tradycyjne obyczaje i wartości mętnie i słabo definiowane. Konserwatywny liberalizm coraz mniej jest w stanie powiedzieć co konserwuje i prawie nic nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie w jakim celu to coś konserwuje.
2.
Państwo minimalne: Obrona państwa minimalnego (przed przepoczwarzeniem w państwo wszechmogące) była jednym z istotnych fundamentów tej ideologii. Teraz raczej mowa o jego odtworzeniu (czy raczej okrojeniu państwa wszechmogącego-opiekuńczego). Jak pisał De Tocqueville, „Demokracja skończy się wtedy, kiedy rząd zauważy, że może przekupić ludzi za ich własne pieniądze” – demokracja się nie skończyła ale skutecznie ukatrupiła wolność.
Tu są dwa aspekty tego problemu; Pierwszy to permanentny odwrót; Instytucje państwa wszechmogącego krytykowane z pozycji konserwatywno-liberalnej sto lat temu (powszechne ubezpieczenie społeczne, podatek dochodowy, nacjonalizacja i dekomodyfikacja usług i legislacja minimalnego wynagrodzenia) dzisiaj są z takiej pozycji bronione (przed większymi świadczeniami, wyższymi i bardziej progresywnymi podatkami, jeszcze szerszą dekomodyfikacją), a niedawni konserwatywni liberałowie często wprost skręcają w stronę liberalizmu socjalnego i socjaldemokracji. Ceniony przez niektórych (w 2005 roku sam na niego głosowałem) Donald Tusk gdy dorwał się do władzy ogłosił „Polacy nie usłyszą ode mnie „tak, będą niższe podatki”, ale będziemy dbać, żeby poziom usług coraz wyższy”.
Drugi aspekt tego problemu to problem ideologii z której konserwatywny liberalizm się wywodzi, a więc liberalizmu klasycznego. Otóż jakie państwo to państwo minimalne? Czy pakiet usług wart 1000 zł/miesiąc/łeb to państwo minimalne, czy dopiero taki za 100 zł? Czy państwo za 10000 zł/miesiąc/łeb to wciąż państwo minimalne? Czy państwo które rozszerza swoją aktywność na edukację, ochronę zdrowia, gwarancje zabezpieczeń emerytalnych, to wciąż państwo minimalne? Odpowiedzi na to dostarcza anarchokapitalizm, wskazując że każda niedobrowolnie opłacona usługa jest nieuprawniona. Odpowiedzi na to dostarcza też minarchizm precyzyjniej definiując jaki zakres państwa uznaje za właściwy. Odpowiedzi dostarcza obiektywizm, postulując dobrowolne płatności za usługi na warunkach transakcyjnych;
Każda z tych odpowiedzi jest precyzyjniejsza niż odpowiedź konserwatywnego liberalizmu który w sumie może oznaczać tyle różnych koncepcji politycznych, że nie sposób ich zliczyć; Różnorodność koncepcji konstrukcji państwa i prawa to nic złego, problemem się jednak staje w kontekście braku jakiejś fundacyjnej ideologicznej normy pozwalającej porządkować i wartościować względem siebie te opcje.
Konserwatywny liberalizm (ten prawdziwy, w odróżnieniu od tego opisanego w akapicie o odwrotach) ma różne zestawy postulatów ograniczania kompetencji państwa do poziomu państwa minimalnego, ale nie ma żadnej ogólnej etycznej czy ideologicznej zasady pozwalającej określić która funkcja państwa jest uprawniona a która jest nadużyciem; która jest zbędna a która niezbędna; która regulacja może być realizowana rynkowo a która odgórnie; który podatek jest sprawiedliwą opłatą za usługę a który jest redystrybucyjnym wyzyskiem – libertarianizm taką zasadę ma (np aksjomaty nieagresji i samoposiadania).
Nieunikniony efekt jest taki że konserwatywny liberalizm często trafnie krytykuje zastaną rzeczywistość ale w kwestii swoich postulatów kompletnie nie wie czego chce.
Maciej Kamiński
Fotografia: Kathy Büscher, CC-BY
Bardzo dobry komentarz, myślę, że potrzebny by koliby przypomniały sobie jakie są ich cele i jasno je określili. Z osobistego doświadczenia mało spotkałem takich ideowych konserwatywnych liberałów. Zdecydowana większość z nich to po prostu libertarianie, którzy cechują się zamiłowaniem konserwatywnego ładu społecznego. Dzięki temu nie mają problemu z odpowiedzią na pytania, co państwo może a nie. Jednak mimo wszystko uważam, że komentarz bardzo cenny.
Posiadanie to nie to samo co własność. Samoposiadanie to nie to samo co autowłasność.
W sumie konserwatywnym liberałom nie tak znowu daleko do paleolibków.