W związku z bieżącą sytuacją polityczną w Polsce uważam, że warto wnieść do dyskursu publicznego dezyderat prywatyzacji mediów publicznych, jako że rozprzestrzenianiu się tej idei sprzyjają warunki obiektywne, jak nazwaliby to marksiści.
Wszyscy niezwiązani z ekipą rządzącą, niezależnie od opcji, przyznają stronniczość państwowych magazynów informacyjnych, ba, nasilenie propagandy jest aż odrzucające. Po sieci krążą parodie będące paralelą KCNA (Koreańska Centralna Agencja Prasowa) z TVP, naprawdę ciężko znaleźć różnice. Sytuacja ta pozytywnie może wpłynąć na upowszechnienie się postulatu oddzielenia od państwa agencji informacyjnych, w związku z czym zdecydowałem się napisać artykuł, w którym spróbuję przekonać czytelnika do powyższego postulatu.
Po pierwsze chciałbym zauważyć, że media państwowe nie spełniają swojego podstawowego zadania – nie są źródłem rzetelnych informacji. Nie jest to cecha wyłącznie teraźniejsza, lecz znana także z poprzednich kadencji, różne było tylko nasilenie agitacji. Media będące pod zarządem polityków lub w granicach ich władania są „na start” skazane na brak obiektywności, godząc w fundamenty demokracji deliberatywnej. Jak propagować swoje postulaty programowe, gdy ekipa rządząca dysponuje własnym medium o ugruntowanej pozycji i renomie szlachetnej działalności na rzecz publicznego dobra? Nawet gdyby zakładać dobrą wolę partii rządzącej, to sam fakt, że właścicielem przedsiębiorstwa jest rząd, prowadzi do autocenzury i dyskwalifikuje krytyczną postawę dziennikarzy wobec działań władzy.
Część zwolenników posiadania przez władzę środków masowego przekazu twierdzi, że istnienie mediów może zapewnić pluralizm idei oraz zaspokoić popyt na informację. Jednak immamentną cechą wolnego rynku jest dążenie jego uczestników do zaspokojenia popytu, czy to ze względu na pobudki altruistyczne, czy to ze względu na egoistyczne – zysk. Jest to kuriozalny argument w dobie rozwiniętej sieci internetowej, gdzie każdy przy minimalnym koszcie może rozprzestrzeniać treści, jakie chce.
Co po niektórzy ze zwolenników publicznych środków masowego przekazu zgadzają się z wcześniej zaprezentowaną argumentacją, lecz martwią się o rzetelność mediów podczas konfliktu zbrojnego. Co mogłoby, ich zdaniem, prowadzić do przewagi przeciwnika w wojnie informacyjnej dając wymierne zyski wrogom. Należy zauważyć, że szczególnie podczas wojny ważne jest, aby rząd nie dominował na rynku mediów, ponieważ tylko wtedy obywatele będą mogli ocenić sprawiedliwość (lub jej brak) konfliktu. W tym przypadku jest jeszcze jedna kwestia – nawet jeśli uznamy istnienie mediów państwowych za konieczne, to czy potrzeba ich tak wiele (patrz ilość kanałów spod egidy TVP i liczba kolejnych kanałów polskiego radia)? Po drugie, trzeba pamiętać, że odbiorcami informacji są dorośli ludzie, nie przystoi apologetą demokracji nie wierzyć w ich wybory. W przypadku uznania przez konsumentów stronniczości agencji informacyjnej po prostu z niej zrezygnują i wybiorą inny podmiot, a samo istnienie państwowych mediów uderza w ich ilość poprzez zajęcie części popytu. Z racji zróżnicowania poglądów wśród ludności najpopularniejsze opcje będą posiadały własne dzienniki itp., jednak żadne z nich nie będzie związane z finansami państwa, co na dodatek jest czynnikiem antagonizującym spory.
Inną sprawą jest to, że działalność ta to nieuczciwa konkurencja wobec prywatnych firm. Obecnie zyski z pobieranych podatków (w tym od konkurencji z branży) finansują nieefektywne inwestycje telewizji publicznej.
No właśnie, nieefektywność, zmagania z nią są nieuniknioną cechą państwowych przedsięwzięć, gdy dyrektor medium ma przed sobą wizję rządów do końca kadencji i faktyczny brak osobistej odpowiedzialności, jakość i generowany zysk (będący miarą zaspokajania potrzeb klientów) nie jest czynnikiem decydującym o działaniu. Tym czynnikiem jest opinia pracodawców – rządzących. W nieefektywności mierzonej stratami finansowymi nie byłoby nic złego, gdyby koszty tejże były dobrowolnie pokrywane przez interesantów, jednak obecnie tak nie jest.
Za innym argumentem na rzecz państwowych mediów stoi przekonanie, że zapełnią one rynek wartościowymi programami kulturalnymi i edukacyjnymi. Otóż, gdyby istniał na nie popyt, spotkał by się on z podażą ze strony rynkowych podmiotów (i tak jest! Istnieją rozmaite gazety specjalistyczne, a nawet kanały o charakterze stricte popularnonaukowym np. „PC World Computer”, „Wiadomości Wędkarskie”, „Focus TV”).
Historia pokazuje, że prywatne przedsiębiorstwa mogą zapewnić dostęp ludzi do informacji, sam fakt czytania tego tekstu o tym świadczy. Niepaństwowe przedsiębiorstwa są organizacjami rynkowymi, które w przypadku braku popytu upadają nie „utapiając” pieniędzy w (jak rynek zweryfikował) niepotrzebnych działaniach. Dostosowują się w miarę możliwości do oczekiwań odbiorców i nikt nie pokłada w nich niezasłużonego zaufania, będącego ukazywanym wobec organów państwa przez część obywateli. Oprócz tego spowoduje to powrót członków rodzin i znajomych polityków na rynek pracy, który tak bardzo potrzebuje pracowników.
Wreszcie, prywatyzując media rządowe raz na zawsze odsuniemy je od naszych portfeli do czego mają prawo ludzie nie korzystający z ich usług. Warto zadać sobie pytanie, dlaczego orędownicy państwowych mediów nie założą ich sami prywatnie, przecież wtedy wszystko będzie funkcjonować zgodne z ich wolą? Dlaczego chcą wejść w alians z państwem? Domyślam się, iż jest tak dlatego, że tylko zorganizowana grabież przez państwo zapewni pieniądze dla realizacji ich celu i właśnie to jest najbardziej znamienne, na wolnym rynku niewystarczająca liczba osób jest gotowa oddać swoje środki na realizacje tych wizji, co świadczy o ich niepotrzebności lub niechęci podejmowania ryzyka. Od siebie dodam, że jako konsument jestem otwarty na nowe lepsze i innowacyjne pomysły, proszę jednak je realizować przy dobrowolnej współpracy obu stron.
Dawid Kozłowski