Od kilku już dekad jesteśmy przymusowo wpychani w kolektywistyczny i etatystyczny system edukacji, mający bardzo wiele nieustających wad. Przeładowany, nieprzystający do współczesnego świata program, średniej jakości nauczyciele, których nie możemy zmienić, toksyczne środowisko rówieśników, forma nauki niedostosowana do fizycznych i psychicznych możliwości. Każdy z nas rodzi się przecież inny. Mamy różne gusta, charaktery, zainteresowania i sposoby przyswajania wiedzy. Mimo, że jest to oczywista oczywistość, od lat z jakiegoś powodu narzuca się sprzeczny z naszą osobowością system nauczania, którego dłuższe praktykowanie przekłada się na większą niechęć.
Na początku XIX wieku król Prus Fryderyk Wilhelm III wprowadził ten system, który później rozpowszechnił się w całej Europie. Był on fabryką posłusznych robotników, mających biernie wykonywać polecenia. Tłamszono wszelkie przejawy indywidualizmu i nakierowywano uczniów, aby skupiali się wyłącznie na tym, co narzuca państwo. Program nauczania zależał wyłącznie od państwa. Hierarchia i dyscyplina były na porządku dziennym. Nikt nie mógł uciec od tego, ponieważ, obowiązkiem szkolnym byli objęci wszyscy młodzi ludzie. Nie mieli oni być kreatywnymi ludźmi w dorosłości, rozwijającymi siebie samych z korzyścią dla innych, tylko pożytecznymi sługusami Prus, pracującymi w fabrykach.
W drugiej połowie XIX wieku, system zaczął dominować w większości państw europejskich, a nawet na dalekim Wschodzie i Ameryce. Była to kontynuacja produkcji ludzi, których sens życia zależy od cudzych potrzeb, tylko innego rodzaju. Nawet jeśli przyszli pracownicy uczyli się sposobów produkcji i czytania instrukcji, musieli wbrew własnej woli wykazywać bezkrytyczne posłuszeństwo i trwać w rutynie. Przemysłowcy potrzebowali pracowników wykonujących potrzebne produkty w sposób perfekcyjny, zgodnie z postępem i duchem czasów. Nie byłoby nic dziwnego w tym, że ten proceder oparto na przymusie.
Ale szkoła może być przecież przyjazna. Można zmienić program i podejście do uczniów na przyjaźniejsze, tak jak się dzieje w Finlandii? To system jest przecież zły, a nie szkolnictwo!
Nawet jeśli uczeń będzie traktowany jako człowiek mający prawo popełniać błędy, a nie jako zabawkę, nad którą można się znęcać, nawet jeśli skonstruujemy odpowiedni dla wszystkich odgórny program nauczania (co jak wiemy w praktyce, jest niemożliwe), nawet jeśli będzie większa szansa, aby trafić do grona normalnych rówieśników, i tak jesteśmy dalecy od zrozumienia podstawowego, zgodnego z rzeczywistością faktu, że nie każdy chce się uczyć w szkole! Są na świecie ludzie, którzy wolą nabywać wiedzę i doskonalić umiejętności w zupełnie innym środowisku, niż miejscu, będącym zbiorowiskiem wielu ludzi, których łączy bardziej wiek i rejonizacja niż np. zainteresowania.
Nie każdy z nas jest otwarty na wszystkie osoby. Nie wszyscy czują się komfortowo w konkretnym środowisku, do którego są wysyłani. Dlatego obowiązek szkolny ma jeszcze jedną, ale podstawową wadę, że odbiera uczniowi możliwość, a przy tym zdolność organizowania własnego czasu!
Dlaczego nie można podstawy programowej realizować np. w domu? Kiedy uczęszczamy do szkoły, musimy liczyć się z konsekwencjami, kiedy nie możemy się o danej porze skupić na wchłanianiu wiedzy czy pracy, wiedząc, lepiej jak byśmy czas ułożyli. Również trudno będzie się uwolnić od środowiska, do którego trafimy na kilka lat i okaże się fatalne. Ale będąc życzliwym wobec systemu, załóżmy, że tego nie ma. Niestety dla osób lubiących fizyczną aktywność, np. parkourowcy, ciężko będzie kilka godzin w jednym miejscu usiedzieć. Ciało aż prosi się o ruch, ale niestety, nauczyciel zrzędzi.
W domu, czyli we własnym środowisku, możemy organizować czas jak chcemy. Godzinę pouczyć się j. polskiego, potem wzbogacić wiedzę z fizyki. Zrobić sobie pół godzinną (czy dowolnie czasową) przerwę na ruch. Podczas kolejnych godzin wkuwania dowolnie wybranego przez nas zestawu wiedzy, możemy wzbogacić przyjazną atmosferę muzyką (na co w klasie nie ma miejsca). Jeśli zahaczyliśmy o kulturę, historię Oświecenia albo XX wieku, możemy wejść na YouTube i posłuchać wykładów youtuberów, albo też poczytać artykuły na stronie. Do wyboru, do koloru. Zahaczyliśmy właśnie o technologię. Dziś wielu z nas uczy się elearningowo lub pracuje zdalnie, za sprawą epidemii koronawirusa. Pogłębiająca się liczba zakażeń zmusiła masę ludzi do przestrzegania obostrzeń, które sprawiły, że tylko współpraca online jest możliwa. Nagle odkryliśmy, że we własnym środowisku możemy wykonywać czynności, które wykonujemy na co dzień w innym budynku.
Ale co z rówieśnikami? Gdzie dziecko pozna przyjaciół, znajomych, z kim będzie miało okazję spędzać czas? I czy samo opanuje materiał bez pomocy nauczyciela?
Zacznijmy od tego, że jednym z problemów współczesnego systemu edukacji jest narzucany program nauczania. Dzieci zmuszone są uczyć się tego, czego nie chcą, nie mogą zrozumieć za chiny ludowe, a i tak nie mają z tego nic. Przy likwidacji jednolitego programu nauczania i umożliwieniu wyborze szerokiej oferty, młody człowiek skupi się głównie na tym, co go interesuje. Te rzeczy, które dziecko interesują najbardziej, są dużo lepiej przyswajalne od tych narzucanych odgórnie. Jeśli nadejdzie moment, kiedy danego materiału wyjątkowo nie będzie rozumiał, ma kilka wyjść. Tak jak wspomniałem wcześniej, może skorzystać z artykułów internetowych, poradników na Youtube, ale też z notatek zamieszczanych na stronach przez uczniów z innych stron Polski. Może skontaktować i spotkać się z nauczycielem, jeśli nie fizycznie, to poprzez platformy typu Skype czy Zoom. Współczesna technologia gwarantuje elastyczność i oszczędność czasową! Rozumiemy więc już, że to nie edukacja domowa jest problemem, tylko centralnie narzucana podstawa programowa.
A co z rówieśnikami? Zadajmy sobie pytanie, czy kolegów, koleżanki, przyjaciół poznajemy tylko i wyłącznie w szkole? Czy innych miejsc na świecie już nie ma? Mamy przecież koła zainteresowań (modelarskie, językowe, chemiczne, etc.), mamy kluby sportowe, kolonie, wycieczki, gdzie możemy poznać nowych ludzi. Mogą się trafić też czarne owce, ale taki obóz czy uczestnictwo w zespole sportowym nie musi trwać wiecznie, możemy się wypisać. W szkole niestety na kilka lat możemy być wepchnięci w środowisko osób, gdzie wszelkimi siłami musimy się zmuszać, aby z nimi wytrzymać, bo przymusowo jesteśmy w nim uwięzieni.
Ponadto, nie mając we własnym otoczeniu bliskich nam poglądowo czy ideowo ludzi, albo osób interesujących się tym samym co my, mamy inne rozwiązanie, którym jest łączący ludzi od wielu już lat Internet. Różne fora dyskusyjne, grupy na Facebooku i wszelkiego tego typu panele, dają nam szansę poznania kolejnych nowych, a może nawet lepszych jakościowo ludzi! W ciągu kilku tygodni lub miesięcy możemy dowiedzieć się o wspólnym zlocie fanów modelarstwa, zwolenników Kanta albo tancerzy breakdance. Jedziemy, integrujemy się, jest fajnie! Wracając do otoczenia, mieszkając w mieście na pewno mamy jakieś Puby, bary czy w niektórych przypadkach kluby nocne. Po zajęciach teoretycznych lub fizycznych możemy wieczorem pójść odpocząć do któregoś z tych miejsc i poznać kolejnych nowych ludzi. Zwłaszcza w klubie możemy poznać kochającego partnera i żyć z nim potem długo i szczęśliwie.
Czy młody człowiek będzie więc wyalienowany i niezdolny do życia w społeczeństwie? Czy faktycznie wychowamy kalekę, która nie poradzi sobie w życiu? A może damy mu szansę na lepsze, barwniejsze i szczęśliwsze życie jakiego nie miało wielu innych ludzi, którzy w latach młodości mogli efektywniej wykorzystywać czas, nie w szkolnych ławkach? Z pewnością młody człowiek stanie się panem własnego losu i bazując na doświadczeniu, będzie odkrywał samego siebie, swoje możliwości, dostrzegając co jest dla niego dobre, a co nie. System szkolnictwa, do którego jesteśmy przymuszeni, nie daje nam możliwości ani odkrywania siebie, ani układania własnych spraw po swojemu, ani możliwość stworzenia sobie własnego, doskonałego otoczenia (raju na Ziemi).
Wszystkie opisane aspekty pokazują, że obowiązek szkolny nie jest człowiekowi do niczego potrzebny. Jest tylko pożeraczem czasu, złodziejem duszy, klatką, z której nigdzie się nie ruszy, murem stojącym mu na drodze. W dzisiejszych czasach ludzie sami wiedzą jak układać własne życie i korzystają z ofert, którymi są najbardziej zainteresowani. Wygrywa ta opcja, która okazuje się dla nas najbardziej dogodna, kiedy kupujemy książkę, płytę z muzyką albo zestaw z sieci fast-food. Tak samo powinno być z edukacją. Jeśli ktoś się czuję dobrze w środowisku szkolnym, oczywiście powinien mieć pełne prawo aby się w nim uczyć i kształcić. Należy jednak uszanować ludzi, którzy w szkole zupełnie się nie czują i wolą środowisko domowe, chcą poznawać świat w inny sposób niż słuchanie nauczyciela i ślęczenie w klasie nad zadaniami, albo większość czasu poświęcać na fizyczne ćwiczenia (myśląc o karierze sportowca).
Jeżeli wielu z nas obawia się jednak, że możemy mieć kiedyś społeczeństwo pełne totalnych analfabetów, może zamiast obowiązku szkolnego wprowadźmy obowiązek nauki? Ważny jest oczywiście wolnościowy kontekst, by zakres programowy był najmniej szkodliwy i pozwalał człowiekowi rozwijać własne talenty i zainteresowania. Natomiast ważne stanie się nie to, żeby człowiek koniecznie siedział w szkole, ale zdawał niezbędne egzaminy. Wtedy nieważne, jak i gdzie się uczy, ważne żeby zdał. W przypadku obowiązku szkolnego niestety takiej swobody nie ma. Jesteśmy zmuszeni do formy nauki, która może okazać się zupełnie sprzeczna z naszymi interesami.
Eryk Hałas
Niech idea wolnej szkoły szerzy się wśród nas. Niech szkoła nie będzie fabryką leku.