„Nie da się uciec od wartościowania.”
Scjentyzm – zespół poglądów filozoficznych, głoszący, że tylko nauki przyrodnicze dostarczają pełnię wiedzy o rzeczywistości.
Szur – W założeniu, termin ten ma opisywać człowieka o podejściu nienaukowym, zwolennika teorii spiskowych. W praktyce jest to nadużywany epitet – słowo-wytrych, stosowane wobec przeciwników politycznych.
Zacznę od stwierdzenia, że neutralność światopoglądowa jest niemożliwa do osiągnięcia. Każdy człowiek rozumny ma z definicji określony światopogląd, przez który postrzega rzeczywistość i ją na swój sposób zakrzywia – niekoniecznie ze względu choroby psychicznej, czy nawet zaburzeń osobowości. W świecie polityki – nawet apolityczność jest ideologią – zbiorem poglądów. Tym bardziej radykalny centryzm, tzw. „prawdopośrodkizm”. Tym bardziej scjentyzm. Wspominam o nim, gdyż ostatnimi czasy przyszło mi zauważyć pewien wspólny motyw, pewne powtarzające się zjawisko; stosowane w przestrzeni publicznej – czy to na łamach popularnych gazet, czy na nazywających się naukowymi stronach na Facebooku. Takie strony na pierwszy rzut oka wydają się mieć pozytywny wydźwięk. W końcu dążenie do jak najbardziej obiektywnego spojrzenia na rzeczywistość jest podejściem szlachetnym – zwłaszcza, gdy na cel bierzemy dążenie do prawdy. Więc przy tym bierzemy za założenie – a priori – istnienie obiektywnej, niezależnej od percepcji danej jednostki, prawdy. To już jest jakiś światopogląd – nie da się od tego uciec.
Nie da się uciec od wartościowania, a jednak aprioryczne założenia filozoficzne są przez neoscjentystów uznawane za podejście nienaukowe, za „szurię” (lecz jedynie pozornie – tak naprawdę wychodzą oni z jasno określonych zasad etycznych, o których zaraz). W „oryginalnym” scjentyzmie, zakładano a priori monizm dynamiczny i monizm materialistyczny – (w dużym skrócie) to pierwsze uznaje, że wszystko ma przyczynę i skutek – zaś to drugie uznaje, że jedyne narzędzie poznania rzeczywistości to zmysły ludzkie. Nie widzę tu braku logiki (moje osobiste zastrzeżenia w kierunku scjentyzmu to redukcjonizm, stąd negatywnie go wartościuję).
Jednak: podejście, prezentowane na stronie „To tylko teoria”, jednoznacznie potępia nierówności społeczne. Z pozoru nie per se, tylko z punktu widzenia konsekwencjalizmu. Autor, zaczynając od słusznego odrzucenia rozwiązań kojarzonych z komunizmem, zaraz potem nieuzasadnienie kreśli dość pesymistyczną i deterministyczną wizję człowieka. Mianowicie: „to tak rażące dysproporcje są nie tylko same w sobie niesprawiedliwe. One po prostu mogą zniszczyć strukturę społeczeństwa. Jeśli niemal wszelkie dobra zagarnia garstka bogaczy, a zwykły człowiek nie ma szans na poprawę swojej sytuacji, rodzi się uzasadniona frustracja.”.
Po kolei. Teza, jakoby rażące dysproporcje były niesprawiedliwe same w sobie, nie została tu niczym podparta. Uznaję więc ją za noszącą niemerytoryczny ładunek emocjonalny, a nie argument. Dalej – „rażące” dysproporcje. Jak wysoki współczynnik Giniego sprawia, że można nazwać nierówności „rażącymi”; na jakiej podstawie w ogóle można nacechować dysproporcje majątkowe – zjawisko występujące nawet w krajach socjalizmu realnego XX wieku, czy też we współczesnych socjaldemokracjach skandynawskich – „zbyt dużymi” albo „zbyt małymi”? Odpowiedzi brak, czyli teza aprioryczna – o subiektywnej z definicji wartości moralnej. Następnie – niepokoje społeczne miałyby być uzasadnione tym, że „garstka bogaczy” „posiada zbyt wiele dóbr”. Powiedzieć, że mentalność antykapitalistyczna – aprioryczna zazdrość wobec lepiej usytuowanych – jest tu widoczna, to tak, jakby nic nie powiedzieć. Nowy scjentyzm uznaje, jak widać, lewicową etykę u podstaw. Oczywiście, gdy już uciekać się musimy do argumentów od moralności, zarzuty niesprawiedliwości kapitalistycznych rozwiązań jawią się jako nieuzasadnione. Jak twierdził klasyk ekonomii, Ludwig von Mises, „Kapitalizm daje każdemu możliwość osiągnięcia najbardziej pożądanych pozycji, które, oczywiście, mogą zająć jedynie nieliczni […] Cokolwiek człowiek może zyskać dla siebie, zawsze ma przed oczami tych, którzy zyskali więcej […] Taka jest postawa włóczęgi wobec człowieka posiadającego stałą pracę, robotnika niewykwalifikowanego w stosunku do kierownika, dyrektora wykonawczego wobec wiceprezesa, wiceprezesa wobec prezesa, człowieka, którego majątek jest wart 300 000 USD wobec milionera itd.”.
Któregoś razu natrafiłem na ciekawy tekst, streszczający historię Coca-Coli, przy okazji krytykujący kapitalizm. Rzuca on odważną tezę, że ten oto system przyczynił się do istnienia pseudonaukowych rozwiązań w XIX wieku, w wyniku istnienia wówczas mechanizmu popytu i podaży. Jako przykład podana została Coca-Cola, zawierająca kokainę – na początku istnienia na rynku. Metody marketingowe stosowane w celu sprzedaży Coca-Coli, a także innych ówczesnych specyfików, autor tekstu uznał za negatywną cechę kapitalizmu, „żerującego na biednych” w ten właśnie sposób – „Wolny rynek nie ochroni pacjentów przed oszustami. Zbyt bliskie związki biznesu i medycyny są niebezpieczne.”. Trudno się nie zgodzić, że wolny rynek sam w sobie nie zniweluje, przynajmniej natychmiastowo, negatywnie nacechowanych zjawisk występujących w społeczeństwie. Tylko jakie jest na to, nomen omen, lekarstwo? „Niestety, regulacje w tym zakresie wydają się konieczne.”. Owszem, mogą takimi się wydawać, jednak czy wielkiego biznesu nie stać na korumpowanie urzędników w swoich celach? Gdy państwo zdobywa coraz to szersze kompetencje, pozwalające na łatwiejsze wyeliminowanie potencjalnej konkurencji danych firm, naiwnym jest wyciągać wnioski, iż w sprawiedliwy sposób zwalczy ono zło i szarlatanerię, zaprowadzając dobro i uczciwość. Korupcja to nieuchronny efekt interwencjonizmu. Jako jeden z ostatnich przykładów (a przykładów jest naprawdę wiele, o czym przekonali się szczególnie Polacy), niech posłuży afera z bratem Szumowskiego i 74 mln w grantach rządowych. Wracając do tekstu, nie potrzebuje on szerszej odpowiedzi z mojej strony, gdyż autor sam dodaje, że koniec końców „Zachwalanie swego towaru w prasie i na plakatach (słusznie wówczas) kojarzono z faktem, że ktoś próbuje nas nabrać.”. Czyli selekcja naturalna zrobiła swoje – mam na myśli ostracyzm społeczny, skuteczniejszy od rządowych zakazów, bo działa z poziomu kultury, a nie odgórnego straszenia państwową przemocą (więc zakazany owoc aż tak nie kusi).
Na koniec odsyłam do mojego ulubionego „Krótkiego filmu o prawdzie i fałszu”, aktualnego jak nigdy. Traktuje on o m. in. błędach poznawczych, oraz o technikach manipulacyjnych. Nie nawołuje do prawdopośrodkizmu i przyjęcia postawy radykalnego centryzmu, lecz do oparcia swojego researchu na wysokiej jakości źródłach. Zaś te dwa źródła, cytowane przeze mnie w powyższych akapitach, jak i wiele innych, podobnych światopoglądowo, posługują się w ww. wypadkach reductio ad absurdum, czyli dowodem nie wprost (dodatkowo: stawianie kapitalizmu samego w sobie obok pseudonauki to równia pochyła, argumentum ad baculum). Jest to pomylenie korelacji z ciągiem przyczynowo-skutkowym. Tutaj nawet scjentyzm (konkretnie – monizm dynamiczny) został nagięty do tendencji autorów neoscjentystycznych publikacji, w imię walki o równość międzyludzką, sprawiedliwość społeczną i powszechny dobrobyt po wsze czasy. I nieuczciwości dziennikarskiej, o której pohamowanie właśnie zabiegam, jako nieukrywający się ze swoimi poglądami zwolennik uczciwego dyskursu i traktowania czytelnika jak człowieka rozumnego.
Źródła:
[1] https://www.totylkoteoria.pl/2019/10/zagrozenia-globalne-ocieplenie-sztuczna-inteligencja-bakterie.html
[2] http://mitologiawspolczesna.pl/coca-cola-czyli-narodziny-kapitalizmu-ducha-pseudonauki/
[3] https://mises.pl/blog/2016/01/21/wilson-mentalnosc-antykapitalistyczna/
[4] https://mises.pl/blog/2008/11/03/korupcja-to-nieuchronny-efekt-interwencjonizmu/
[5] Krótki film o prawdzie i fałszu – https://www.youtube.com/watch?v=T1vW8YDDCSc
Autor: Max Cegiełka