Eksperci polityczni podkreślają komentując obecną kampanię, że nie ma ona charakteru programowego. Wynika to po części z samej specyfiki wyborów prezydenckich (wybieramy osobę, będzie ona miała różne funkcje reprezentatywne a stosunkowo mało stricte politycznych prerogatyw) ale niestety także ze specyfiki samej demokracji. Wybieramy bowiem produkt, a w epoce internetu i telewizji (analiza tego, kim są odbiorcy tych mediów i jakie niosą one ze sobą zagrożenia w politycznej propagandzie to materiał na doktorat), de facto wizję produktu. Dlatego też konkrety pojawiają się rzadko, jeśli już to hasłowo, a notorycznym jest wpisywanie do programu prezydenckiego rzeczy, na które prezydent nie ma realnego wpływu i jest to zjawisko typowe dla absolutnie całego spektrum kandydatów, od wolnościowego planktonu po rządzący duopol.
Na 2 dni przed ciszą wyborczą swój program opublikował wszelako jeden z dwóch głównych pretendentów do fotela prezydenckiego – nominowany przez Platformę Obywatelską pan Rafał Trzaskowski. Chciałbym przybliżyć pokrótce liberalnemu odbiorcy ten program, abyśmy mogli ocenić, czy jest on atrakcyjny dla nas. Pozwolę sobie tutaj nie zagłębiać się na każdym kroku w rzeczy, które dla wolnościowego umysłu są intuicyjnie bezsporne. Nie będę dogłębnie analizować, czy wolność gospodarcza jest dobra albo czy programy rządowych dotacji do jakichś gałęzi gospodarki są pożądane – liczę, że łączą nas wspólne intuicje w tym zakresie.
Program funkcjonalnie podzielony jest na 4 części. Wstęp oraz 3 rozdziały – „My i nasi najbliżsi”, „Nasze otoczenie” oraz „Nasze państwo, nasza wspónota”. Podział ten ciężko wpisuje się w jakiekolwiek politologiczne ramy, będę się go trzymał jedynie ze względu na kolejność narracji. Już sam tytuł „Nowa Solidarność” razi liberalnego odbiorcę – słowo to używane jest zwykle jako wytrych usprawiedliwiający rabunek i redystrybucję i nastawia nas sceptycznie od pierwszej minuty. Do podobnej retoryki (solidarność, bezpieczeństwo, wspólnota) odwołuje się też wstęp, który wszelako pełen jest jedynie gładkich ogólników. Cięzko uznać to za dużą wadę, ot typowy zabieg wizerunkowy (choć martwi „rozwiązujące problemy państwo” z samej jego końcówki).
Rozdział Pierwszy. My i nasi najbliżsi.
Niestety, szybko przechodzimy do części programu, która wywołuje rosnącą trwogę. Zaczynamy od inwestycji w miastach powiatowych. Ciężko nie zauważyć, ze to próba „kupienia” wyborców z takich ośrodków – dotychczas żelaznego elektoratu PiS/Dudy. W praktyce mamy rządowe planowanie do poziomu decydowania nawet o tym, gdzie powstaną bazarki (!), czyli więcej państwowej kontroli nad wydawaniem pieniędzy wraz z typowym stylem bizantyjskim – pobieranie pieniędzy ze sfery autonomii konsumentów by fundować wielkie rzeczy (po czym chwalić się ich powstaniem, przemilczając „czego nie widać” i jeszcze najlepiej wbijając tabliczkę z flagą UE, o której też jest tam mowa). Pomnożenie 30mln przez ilość powiatowch miast szybko uświadomi nam olbrzymią skalę takich działań, których koszt poniosą podatnicy.
Zresztą nietrafione inwestycje kandydat PO chce stymulowac też bezpośrednio wydając bankom zalecenia (Szumnie nazywając to „Polskie banki wsparciem dla polskich firm”). Zombifikacja gospodarki? Cykl koniunkturalny? Czekają za rogiem, niczym bazarek.
Osobny pakiet wsparcia szykuje się dla rynku pracy – ochrona socjalna wszystkich pracujacych (czytaj: wyższe zasiłki) raz Program Praca 4.0, czyli kolejny rządowy model kształtowania rynku pracy. Jak wiemy, rząd nie ma możliwości elastycznego reagowania na rynkowe bodźce. To kolejny przykład pychy rozumu i przekonania, że państwowi oficjele lepiej są w stanie koordynować wysiłki na szczeblu centralnym, niż miliony Polaków, znających lokalne potrzeby. To już nie jest brak wiary w rynek, to jest ignorowanie jego podstawowych funkcji.
Kto ma ponieść koszty tych programów? Ano, jak zwykle, źli burzuje-wyzyskiwacze, bowiem mimo wzrostu wydatków Rafał Trzaskowski oferuje wyższa kwotę wolną od podatku… dla najmniej zarabiających.
Na osłodę oferowane są uproszczenia podatkowe i instytucyjne. To łyżka miodu w beczce dziegciu, a i tam czyhają na nas pułapki (biała lista podatników VAT, bo właśnie urzędowej uznaniowości potrzebujemy najbardziej), warto jednakże zaznaczyć na plus nieopodatkowanie reinwestowanych środków i zamianę zaświadczeń na oświadczenia (częstokroć wybawienie dla obywatela).
Prezydent zapowiada zwiększenie wydatków, a więc dalsze wrzucanie łopata pieniędzy do przeżarcia w nieefektywnym systemie. Nie zdaje on sobie zresztą sprawy z przyczyn jego nieefektywności, bo proponuje różnego rodzaju dalsze centralnie planowane zmiany z pięknie brzmiącymi hasłam, kompletnie ignorując podstawowy problem, jakim jest oderwanie służby zdrowia od jakichkolwiek informacji zwrotnych co do preferencji pacjentów
W dziedzinie służby zdrowia nie proponowane są żadne realne zmian. Prezydent zapowiada zwiększenie wydatków, a więc dalsze wrzucanie łopata pieniędzy do przeżarcia w nieefektywnym systemie. Nie zdaje on sobie zreszą sprawy z przyczyn jego nieefektywności, bo proponuje różnego rodzaju dalsze centralnie planowane zmiany z pieknie brzmiącymi hasłami („Podstawowa opieka blisko ludzi”, chociażby), kompletnie ignorując podstawowy problem, jakim jest oderwanie służby zdrowia od jakichkolwiek informacji zwrotnych co do preferencji pacjentów. Ot, wielką wajchę przesuwamy w inną stronę, łącznie z decydowaniem o rzeczach najdrobniejszych (ale jak pięknie to brzmi, gdy sam prezydent gwarantuje opiekę psychiatryczną dla najmłodszych! Jak szczytnie!). Mówiąc w skrócie – dobrze przyjmujące się hasła i wyciągnięcie głośnych problemów na wierzch.
Rafał Trzaskowski wpisuje się też bardzo sprawnie w opozycyjną narrację pro-nauczycielską. Jak wszędzie, jedynym rozwiązaniem jest jeszcze tylko sypnąć więcej pieniędzy (skąd? A kto w ogóle będzie pytał – chodzi O DZIECI). Czyli – więcej pieniędzy dla nauczycieli, wsparcie dla uczniów (bagatela 600 milionów rocznie!), przesuwanie środków tam, gdzie „kumulują się problemy społeczne” (znowu – decydowac ma urzędnik, nie konsument). Do tego cała garść kolejnych decyzji o zmianach w programie. Ani słowa o decentralizacji chociażby (bo już nawet nie wspomnę o choćby bonie edukacyjnym). Te same górnolotne haśła, kóre słyszymy od lat, ubrane w pseudo-nowoczesne piórka. Ani słowa o uwzględnianiu indywidualnych potrzeb uczniów, ani kroku w tę stronę.
Rozdział Drugi: Nowa umowa społeczna – inna od tej starej.
Drugi rozdział programu pana Trzaskowskiego otwierają hasła bezpieczeństwa i równości ekonomicznej. Zaczyna się hojnymi gwarancjami darmowej opieki medycznej dla Polek i o ile opieka medyczna zawsze jest czymś czemu jesteśmy chętni przyklasnąć, nikt nie zadaje pytań skąd kandydat weźmie na to wszystko pieniądze. Ale może pieniędzy nie potrzeba, wszak mowa o usługach darmowych.
Pośród mrowia ogólników wyróżnia się wśród postulatów p. Trzaskowskiego „Prawo do równości ekonomicznej”. Zapowiada on, że złoży „projekt ustawy o równej płacy za pracę tej samej wartości”. Problem w tym, że takie przepisy w polskim prawie już dawno istnieją. Czy to nowy rodzaj populizmu aby formułować jako postulat coś co istnieje? A może zakłada on jakieś nowe instrumentarium władzy publicznej w egzekwowaniu tejże równości? Wszak jeśli mowa o wartości rynkowej pracy, ta jest jakby wprost mierzona oferowaną zapłatą: strach zapytać jak inaczej chciałby pan Trzaskowski mierzyć wartość pracy jeśli nie kryteriami rynkowymi.
Kolejny punkt programu kandydata obejmuje prawo do równości w wypełnianiu obowiązków wychowawczych. Oczywiście darmowe żłobki i przedszkola, wolę nie pytać kto za to zapłaci bo odpowiedź znamy wszyscy. Pośród mrowia ogólników, kampania na rzecz wykorzystywania przez ojców „urlopu tacierzyńskiego”. Z jakiego powodu p. Trzaskowski chce ingerować w wewnętrzne sprawy rodzin i jak to się ma do zasady pomocniczości, nie wiem, ale widać że u niego zasada ta funkcjonuje wyłącznie na szczeblach władzy publicznej, nie zaś rodzin i jednostek. Zauważyliście, że prawa które p. Trzaskowski najchętniej postuluje to prawa socjalne i równościowe, nie zaś prawa wolnościowe?
Wśród konkretów wyróżnić można też utworzenie rozmaitych organów na rzecz „monitorowania” i „współpracy” takich jak „Rada Kobiet Przy Prezydencie” i „pełnomocniczka na rzecz równego traktowania”.
Program „Praca dla młodych”, obejmujący wykorzystanie mobilnych biur pracy służby zatrudnienia, brzmi jak jakaś aberracja z ustroju słusznie minionego, wziąwszy pod uwagę, że w ogóle pośrednictwo władzy publicznej w znajdowaniu ludziom pracy jest jakimś przeżytkiem. Przeżytkiem tym bardziej uderzającym, że żyjemy w świecie sieci społecznościowych, platform online oferujących pośrednictwo pracy i innych osiągnięć współczesnej technologii.
Za to pozytywnie zaopiniować możemy „wojskowy” filar programu rozwoju zawodowego, obejmujący ofertę stypendiów edukacyjnych w zamian za służbę wojskową. Służba wojskowa powinna być godziwie wynagradzaną i otwierać drogę do dobrej kariery w cywilu i w takim kontekście propozycja by wspomóc żołnierzy odchodzących ze służby w odnalezieniu się na cywilnym rynku pracy należy ocenić pozytywnie.
Rodzinnie musi być drogo?
Rodzina to najważniejsza komórka społeczna którą warto wspierać. W ujęciu liberalizmu klasycznego, w szczególności przez nieingerencję w jej życie i uszanowanie jej autonomii. W ujęciu PiSowsko-Powskim: przez darmowe, czy raczej bezpłatne świadczenia. Tak i tu prezydent Trzaskowski otwiera „Rodzinny” rozdział swojego programu gwarantując „Bezpieczne 500+” (ale liberał! Nawet p. Krzysztof Bosak proponował zamienienie 500+ na ulgi podatkowe!) i zapewniając weto dla każdej próby naruszenia programu Rodzina 500+. Jakże nisko upadł liberalizm i godność polskiej rodziny, jeśli ich fundamentalnymi prawami są świadczenia socjalne. Jakże kuriozalnie brzmi taka zapowiedź ze strony polityka, który firmować pragnie sprzeciw wobec populizmu.
weto dla każdej próby naruszenia programu Rodzina 500+. Jakże nisko upadł liberalizm i godność polskiej rodziny, jeśli ich fundamentalnymi prawami są świadczenia socjalne. Jakże kuriozalnie brzmi taka zapowiedź ze strony polityka, który firmować pragnie sprzeciw wobec populizmu.
Wsparcie dla rodziców dzieci z niepełnosprawnościami to postulat który należy ocenić pozytywnie. Jeśli bowiem komukolwiek przynależy się aktywna pomoc Państwa to właśnie takim dzieciom i ich rodzicom. Na minus policzyć można brak konkretów poza ogólnikiem „Będę postulował zwiększenie”, oraz brak jakichkolwiek konkretów w obszarze finansowania w/w.
Bezpłatne żłobki i przedszkola p. Trzaskowski wymienia w swoim programie po raz kolejny, wszak napomknął o tym i w rozdziale poświęconym prawom kobiet. Widać to zagadnienie jest mu szczególnie bliskie, więc i w tym temacie nie brak programów „z plusem”. Bezpłatny program zapłodnienia in vitro uzupełnia listę rzeczy, które w wizji p. Trzaskowskiego mają być za darmo. W świecie Rafała Trzaskowskiego jedynym sposobem zapewniania dóbr jest ich państwowe dostarczanie – idea, by dostępność żłobków rosła dzięki wrzostowi płac (niskoopodatkowanych), zmniejszeniu utrudniających ich otwarcie regulacji itd. Najwyraźniej nie nanleży już do kanonicznego myślenia współczesnego liberała.
P. Trzaskowski oczywiście nie byłby sobą gdyby nie przyobiecał „Więcej mieszkań gminnych”. Odmiennie niż p. Biedroń, który wprost podaje że chce ich milion, p. Trzeskowski unika konkretu – i chyba dobrze biorąc pod uwagę, że obietnica p. Biedronia jest mocno wybujała. P. Trzaskowski poprzestaje na tym by zbudować „wiele tysięcy mieszkań” suponując że „im więcej mieszkań samorządowych, tym niższe ceny najmu na rynku”. Brak pomyślunku, że zaadresować problem można przez deregulację rynku (a to jest zwłaszcza prawa lokatorskiego i budowlanego) aby odblokować podaż. Cóż: brak wiary w wolny rynek znamionuje, jak trafnie ongi zauważył ekonomiczny noblista Milton Friedman, brak wiary w wolność.
Program Trzaskowskiego dla terenów wiejskich, obejmuje w szczególności rozdanie większej ilości kasy, często wprost i otwarcie kasy której rząd nie ma, ale którą p. Trzaskowski liczy otrzymać z Unii Europejskiej. Od szybszych wypłat dopłat bezpośrednich i większych dopłat z Unii, aż po odszkodowania i fundusze klęskowe. Ponadto – bardzo hojnie – proponuje zwiększenie wypłat dla gospodarstw z budżetu krajowego, proponując wzrost wydatków krajowych do 3% PKB (tradycyjnie: bez zaznaczenia, w jakimżto innym obszarze wydatki chciałby p. Trzaskowski obciąć, lub w jakie to podatki chciałby p. Trzaskowski na ten cel przeznaczyć).
W pakiecie z punktami o promocji agroturystyki, widać że państwo Pana Trzaskowskiego ma być organizatorem turystycznym, ubezpieczycielem, gospodarzem i dobry Pan Bóg wie czym jeszcze.
Pozytywnie zaopiniować należy postulat p. Trzaskowskiego w obszarze inicjatywy ustawodawczej w temacie związków partnerskich, która ograniczy dyskryminację przez Państwo osób homoseksualnych i innych które z różnych powodów nie wybierają małżeństwa.
Niepokojąco za to prezentują się propozycje pana Trzaskowskiego w obszarze NGO-sów. Tamże chce pan Prezydent aktywnie je wspierać oraz stabilizować zatrudnienie w nich. Co na pierwszy rzut oka wygląda na dobroduszność, strasznym się okazuje po spojrzeniu na potencjalne konsekwencje: oto Państwo przyzna sobie władzę nad tym które NGO-sy są warte a które niewarte wsparcia oraz na jakich warunkach mają pracować. W ten sposób organizacje te z pozarządowych stają się de facto rządowymi, realizującymi cele polityczne a tylko organizacyjnie niezależnymi.
Zielony ład spali dużo zielonych
Pod hasłem „Zielonego Ładu” pan Trzaskowski podobnie jak i wielu innych formuuje listę życzeń aby klimat się nie ocieplał a powietrze było czyste. Nie ma w tych życzeniach co do zasady nic złego, wszak powietrze nie jest za czyste a klimat się faktycznie ociepla, czego skutki mogą być nieprzyjemne a nawet kosztowne. Ale czy bardziej kosztowne niżeli Zielony Ład pana Trzaskowskiego? Tego się z programu Trzaskowskiego nie dowiemy, wszak kosztów (ani swojego ładu, ani ponurej alternatywy – braku takiego ładu) pan Trzaskowski nie podaje (bo i po co).
Co do energetyki podkreśla ten działacz, że kluczem do modernizacji jest monumentalna inwestycja w OZE (odnawialne źródła energii). Taktycznie unika tematu energii atomowej – wydajnej i niskoemisyjnej technologii zdaniem wielu ekspertów kluczowej dla osiągnięcia celów klimatycznych ludzkości, tzw neutralności.
W kwestii Lasów Państwowych ten kandydat utrzymuje że muszą one pozostać przedsiębiorstwem państwowym, ale chce utworzenia specjalnej rady która ma je kontrolować. Kolejnym organem, którego utworzenia domaga się ten polityk, jest rzecznik praw zwierząt, dbający o ich humanitarne (sic!) traktowanie.
Kultura bardziej państwowa?
W wyobrażeniach tego polityka kultura nie może i nie powinna funkcjonować w warunkach wolnorynkowych. Domaga się on rozdawania kuponów na kulturę dla młodych osób, pieniędzy na kulturę w wybranych miejscowościach. Sami artyści też nie będą musieli już cierpieć „śmieciowego” zatrudnienia – państwo stanie się ich mecenasem tworząc ustawę o „statusie zawodowym artysty”, tworząc szerszy katalog zawodów artystycznych oraz gwarantując im opiekę socjalną i bytową. „A kto za to płaci? Pan płaci, pani płaci, my płacimy, społeczeństwo płaci”.
Polska w Internecie to dla pana Trzaskowskiego rząd w Internecie. Gwarancja dostęp do internetu szerokopasmowego dla wszystkich? Punkty do nauki internetu? Rządowa oferta VOD? Czegóż to nam on nie przyobieca, chyba konkurencję Netflixowi chce zrobić, patrząc co na ten temat zaznacza: „Portal powinien spełniać wszystkie warunki misji mediów publicznych, być gigantycznym, dostępnym archiwum oraz centrum rozwoju twórczości online.”
Otwarcie na start-upy brzmi jak kpina, biorąc pod uwagę że zamiast tworzyć przyjazne warunki dla akumulacji kapitału i inwestycji prywatnych, pan Prezydent chce osobiście współpracować ze start-upami i wspierać projekty. Brzmi to bardziej jak mecenat dla ludzi „bawiących się w firmę” niźli inwestowanie.
Rozdział 3. Nasze państwo, nasza wspólnota.
Rozdział trzeci zaczyna się od o tyle popularnej w opinii publicznej (może należałoby rzecz – miejskiej opinii publinczje) co trafnej konstatacji, że polityka zagraniczna prowadzona przez PiS w istocie jest fatalna. Warto jednakże uświadomić sobie, że polityka zagraniczna pełni w Polsce funkcję podobną do polityki społecznej. Partie kreują się na „obrońców interesu państwowego” albo „nowoczesne, przyjazne Europie i integracji”, podczas gdy w praktyce realizują podobną politykę. Wyjątkowo zła polityka PiS jest mieszanką braku niezależności od poza-polskich centrów władzy i mocarstw wraz z wynikłym z nieprzestrzegania zasad praworządności i praw obywatelskich sprzeciwów innych krajów, skutkujacych ich niechęcią.
Należy sobie zadać natomiast pytanie, jakiej polityki zagranicznej chciały od swojego państwa liberał? Ano takiej, która zabezpiecza pokój i potencjalne interesy obywateli za granicą. Pozwolę sobie zaryzykować tezę, że ingerencja organizacji międzynarodowych jest korzystna, o ile służy prawom obywateli danego kraju i niekorzystna w przeciwnym wypadku. A co oferuje nam pan Trzaskowski? Ano po prostu kurs pro-europejski wraz z obietnica otrzymania wyższych dotacji. Jak w swoim błyskotliwym artykule wyjaśnił swego czasu doktor Mateusz Benedyk, wyższe dotacje dla Polski są dla Polaków złe – mają one skutek identyczny z inwestycjami państwowymi – wypychają sektor prywatny na rzecz działającego poza ramami kalkulacji ekonomicznej i potrzeby służenia konsumentom sektora publicznego.
W części odnoszącej się do stosunków z poszczególnymi państwami nie otrzymujemy żadnych konkretów. Z jednej strony martwi obietnica aktywnej polityki wobec Ukrainy czy Białorusi (powinniśmy bowiem w kwestiach niedotyczących własnych obywateli trzymać się zasady izolacjonizmu), z drugiej cieszy nieco bezbarwne i ogólnikowe ale jasne dostrzeżenie wzmiankowanej przez mnie roli polityki zagranicznej. Punkt „Polityka zagraniczna dla obywatelek i obywateli” trafnie zauważa, że są oni kluczowymi beneficjentami tejże polityki i że należy ją prowadzić metodami dyplomatycznymi, nie zaś opierając się na armii.
Samemu wojsku Trzaskowski poświęca cały podrozdział. Niestety, próżno w nim szukać konkretów, raczej wypełniony jest dwoma rodzajami postulatów – pięknie brzmiącymi hasłami bez znaczenia („Będę zabiegał o to, aby powoływani przeze mnie szef Sztabu Generalnego i najważniejsi dowódcy dawali siłom zbrojnym gwarancję bezpartyjności, profesjonalnego przygotowania i stabilizacji personalnej.”) oraz postulatami raczej martwiącymi liberalnego wyborcę, takimi jak budowa polskiego przemysłu zbrojeniowego (olbrzymie koszty i – ostrożnie mówiąc – niepewny wynik), powoływanie nowych biur i urzędów, czy też wzrost wydatków na obronność. To zresztą wspólny element programu w niemal każdej kategorii – zamiast usprawniania systemów, wsypywanie tam dalszych pieniędzy. O ile ciężko kwestionować znaczenie obronności dla państwa i jest to klasyczna jego funkcja, należy poważnie rozważyć z kim i jak chcemy się militarnie mierzyć i dopasowywać do tego strategię i koszty.
Podsumowanie
Program pana Trzaskowskiego to rozległa lista życzeń, taki jakby list do świętego Mikołaja napisany przez dorosłą osobę. Życzy sobie on raczej by Państwo się nami w coraz większej liczbie obszarów zaopiekowało niźli odczepiło. W wizji pana Trzaskowskiego państwo jest więc straganiarzem, opiekunką do dzieci, kaowcem, ubezpieczycielką, deweloperem, producentem filmowym, aniołem biznesu i kto wie kim jeszcze. Gdy 19-wieczny niemiecki socjalista Ferdynand Lassalle krytykował liberalny model państwa iż ogranicza się ono do roli „stróża nocnego”, nie spodziewał się że w 2020 roku liberał zaproponuje tak przebogaty zestaw ról dla Państwa, że dotychczasowe zawody które Państwo wypełnia (nauczyciel, lekarz, maszynista i kierowca autobusu) będą jakby przykrótką listą.
Wymienia długą listę urzędów które chciałby utworzyć, takie jak społeczne rady do spraw edukacji, lasów, kultury, kobiet, rzecznik zwierząt czy całe mrowie rzeczników praw ucznia. Łącznie co najmniej 10 nowych rodzajów rad lub rzeczników wyszczególnionych w programie.
Ciekawostką jest to że pan Trzaskowski – chyba w ramach ukłonu wobec narracji liberalnych ale w oderwaniu od ich treści – kilkakrotnie w swoim programie postuluje ograniczenie biurokracji, ale nie wymienia żadnego urzędu który chciałby usunąć. Wymienia za to długą listę urzędów które chciałby utworzyć, takie jak społeczne rady do spraw edukacji, lasów, kultury, kobiet, rzecznik zwierząt czy całe mrowie rzeczników praw ucznia. Łącznie co najmniej 10 nowych rodzajów rad lub rzeczników wyszczególnionych w programie.
Lista pewno nie wyczerpująca, i o ile w tych radach i organach pewno zasiądzie około dwóch setek osób, co jest kroplą w morzu setek tysięcy ludzi zatrudnionych w szeroko rozumianej administracji publicznej, warto zwrócić uwagę na kierunek raczej tworzenia niż likwidowania zbędnych etatów.
Pan Trzaskowski w imię wyborów zaakceptował cały program socjalny PiS i dorzucił jeszcze sporo od siebie, co samo w sobie nie jest osiągnięciem łatwym, ale też i nie jest godne pochwał ze strony obozu liberalnego jeśli cel jest inny niż władza dla samej władzy.
W zasadzie z typowo liberalnych postulatów na tle ogółu stawki pan Trzaskowski wybija się tylko z postulatem sankcjonowania związków partnerskich. Ci którzy spodziewali się legalizacji marihuany, liberalizacji prawa do posiadania i noszenia broni czy możliwości nabywania większej liczby medykamentów bez recept będą zawiedzeni. Nie warto wręcz wspominać tak odległych nam dziś liberalnych postulatów jak adopcja dzieci przez pary homoseksualne, czy nauczanie w szkołach zgodne z życzeniami uczniów i ich rodziców.
Ze smakiem muszą się obejść również stronnicy szerzej rozumianej wolności gospodarczej, bo próżno w programie Trzaskowskiego szukać istotnej obniżki podatku dochodowego, ograniczenia redystrybucji dochodu narodowego, deregulacji warunków prowadzenia firm, jak choćby zniesienia „klauzuli obejścia prawa podatkowego” czy wy łączenia części spośród jednoosobowych działalności gospodarczych spod rygoru VAT i ustawy o rachunkowości (takie propozycje możemy znaleźć u innych kandydatów).
Jeśli nowoczesny liberalizm pana Trzaskowskiego okazuje się być de facto nowoczesną socjaldemokracją, to trudno nam się zdecydować na wsparcie tego rodzaju liberalizmu. Kiedyś politycy PiS forsowali dychotomię wizji „Polski Solidarnej” przeciwko „Polsce Liberalnej”, i o ile oba te terminy są wieloznaczne, osądzając po tytule jego programu, pan Trzaskowski najwyraźniej zgłosił akces do pierwszego z tych obozów, porzucając ten drugi.
Główny autor: Janusz Szulc
Drugi autor: Maciej Kamiński