Lub raczej dlaczego tak bardzo chcą te podatki ciąć. Ciekawy często pojawia się zarzut wobec środowisk prowolnościowych że te nadmiernie skupiają się na zagadnieniu opodatkowania. Że znaczenie więcej jest poważnych zagrożeń dla wolności niż nadmierne opodatkowanie. Że wreszcie wolność gospodarczą można osiągnąć bez wolności fiskalnej (na co przykłady widać w wielu krajach Europy na podstawie rozmaitych rankingów „wolności gospodarczej” czy „przyjazności biznesowi”). Że w sumie to nadmierne opodatkowanie nie jest ważnym problemem, i lepiej zająć się innymi.
Wolność to nie tylko wolność gospodarcza. Odwołujące się do liberalizmu i libertarianizmu ugrupowania często mają w programach (zależnie od miejsca i czasu) szereg praw wolnościowych które nie mają stricte gospodarczej natury, jak na przykład wolność wypowiedzi, używania narkotyków, posiadania broni, wolność wyznania, równouprawnienie homoseksualizmu, autonomia programowa szkół czy sprzeciw wobec obowiązkowej służby wojskowej. Wszystkie te postulaty są dla nas ważne.
Z resztą i samo zagadnienie wolności gospodarczej to nie tylko podatki, ale też uprawnienia, licencje i kontrole lub alternatywnie postulaty uproszczenia procedur prowadzenia biznesu, to cła i restrykcje handlu światowego, to słuszne skądinąd postulaty usprawnienia i „cyfryzacji” administracji publicznej czy sprzeciw wobec przeregulowanego prawa pracy i prawa lokatorskiego. Wszystkie te postulaty są dla nas ważne.
A jednak na sztandary bierzemy podatki. Na libertariańskim sztandarze często widnieje napis „Taxation is Theft” – nigdy chyba „Trade barriers are extortion”, nie „Blue laws are cruelty”. Także i swojskie ugrupowania odwołujące się do wolności częściej podnoszą w swoich programach temat podatków niż jakikolwiek inny spośród „ekonomicznych”. Czy to przypadkowo losowo ukierunkowane uprzedzenie czy jest w tym racjonalność?
Okazuje się że jest w tym bardzo dużo logiki i konkretu. Wolność, w tym wolność gospodarczą, w różnych swoich obszarach ludzkość raz zyskuje, raz traci. Popularny indeks wolności gospodarczej fundacji Heritage wyszczególnia 12 składników owej wolności, wysokość opodatkowania jest tylko jednym z nich. Jest ona natomiast jedynym, który przez cały wiek 20 się pogarszała. U zarania 20 stulecia w większości wiodących krajów zachodniego świata dochody podatkowe państw oscylowały w okolicach kilku % PKB (w USA na przykład 5%, we Francji 8%, w Szwecji 9%), na przełomie wieków 20 i 21 te liczby wzrosły ponad 5-krotnie (USA: 29%, Francja 50%, Szwecja 52%).
W tym samym wyżej wskazanym indeksie zresztą w czołówce jest kilka krajów o opodatkowaniu bardzo wysokim, jak choćby Dania zajmująca bardzo mocne ósme miejsce. Tu warto zaznaczyć kilka istotnych faktów, po pierwsze wszelako kraj ten jest raczej wyjątkiem od reguły w swoim towarzystwie, po drugie dzieje się to „pomimo” wysokiego opodatkowania a nie dzięki niemu, po wreszcie trzecie połowa spośród tych dwunastu składników ma dalece subiektywny charakter i jest obliczana de facto na podstawie ankiet ocen. Wreszcie przecież biorąc pod uwagę cały indeks wolności gospodarczej jako agregat tych dwunastu składników podług miary Fundacji Heritage, to ceteris paribus niższy podatek skutkuje bez cienia wątpliwości wyższą wartością całego indeksu.
Z resztą wolność podatkowa jest tą miarą wolności która ma w sobie najwięcej jednoznaczności pomiaru. Ocena uczciwości rządu i jego odporności na korupcję na podstawie ankiet jest ważna i warto dbać o ową uczciwość i zwalczanie korupcji, ale porównania między krajami czy między pokoleniami są niezmiernie wrażliwe na różnice kryteriów ocen, kodów kulturowych i znaczeń pojęć. Odmiennie wysokość opodatkowania obliczone jako odsetek PKB, to liczba prosta, jednoznaczna i nade wszystko obiektywna. Obiektywna, i jak dwa akapity wyżej zaznaczyłem, na trajektorii raczej nieprzyjemnej zwłaszcza w długim okresie.
Wolność podatkowa jest tą kategorią wolności, która jest najbardziej konsekwentnie ludziom odbierana w ramach jakiegoś wielkiego dziejowego trendu, który narodził się u świtu wieku 20 i nie chce się odwrócić. Warto zadać sobie pytanie jaka diaboliczna siła narodziła się na początku wieku 20 która to spowodowała? Intuicja podpowiada że wojny, i faktycznie największe skoki opodatkowania koincydowały z wojnami światowymi, ale obecnie wydatki obronne nie stanowią większości budżetów państw rozwiniętych. Co więcej: wojny istniały przez całą chyba udokumentowaną historię ludzkości, a po ich zakończeniu podatki powracały do przed-wojennych poziomów.
Podatek nie bierze się „znikąd”, mało który władca jest aż tak okrutny by chcieć opodatkować podwładnych dla samego opodatkowywania. Podatek jest po to aby spełnić rosnące potrzeby władców (nie ludu). Jakież potrzeby wzrosły, skoro władcy zawsze musieli fundować armię i dyplomację, kopać kanały i prowadzić drogi, wznosić pomniki, pałace i biura. Odpowiedzią na to pytanie jest oczywiście socjal, prawdopodobnie największa kategoria wydatków publicznych w większości krajów. Włącznie ze znacjonalizowanymi usługami w rodzaju medycyny czy ubezpieczeń społecznych socjalne wydatki państw.
Wojny, wielkie państwowe inwestycje czy nawet cholerne piramidy i pałace to wydatki o charakterze „jednorazowym” które prędzej czy później się kończą. Odmiennie jest ze świadczeniami socjalnymi, te odkąd państwo je wzięło na siebie mają tę niezwykłą właściwość że po pierwsze jest politycznie prawie-niewykonalnym ich usunięcie w warunkach aktualnego ustroju, a po drugie mają tendencję do stałego rozrostu. Rozrost ten ma dwa motory, pierwszy „naturalny” a drugi, który nazwałbym „licytacyjnym”.
Czynnik „naturalny” polega na tym że programy te są tak ułożone, czasem świadomie a czasem nie, że bez ingerencji w legislację rośnie liczba uprawnionych do świadczeń. Na przykład państwowy repartycyjny system emerytalny przy stałym wieku emerytalnym i wzroście średniej długości życia powoduje stały wzrost wydatków na emerytury (podobne obserwacje można poczynić w odniesieniu do upaństwowionej medycyny). Inna twarz tego zjawiska powiązana jest z „efektem kobry” opisanym w ekonomii. Efekt ów objawia się tym że im bardziej „subsydiujemy” jakieś zjawisko tym więcej jest tego zjawiska. Na przykład wprowadzenie zasiłków dla samotnych matek w USA spowodowało eskalację rozwodów i wzrost liczby samotnych matek chętnych na takie świadczenia.
Czynnik „licytacyjny” to konsekwencja mechaniki działania a-ideowych partii władzy, i tu mamy piękne przykłady z podwórka lokalnego. Na początku ubiegłej kadencji Sejmu rząd PiS wprowadził program świadczenia rodzinnego na drugie, trzecie i każde kolejne dziecko. „Nieprzejednana” antyPiSowska opozycja w rodzaju Platformy Obywatelskiej szybko się pozbierała po tym ciosie (jej liderzy mieli w zwyczaju rok wcześniej opowiadać że pieniędzy na ten program nie ma) i stwierdziła kolektywnie że pieniądze są i na program 500+ na dziecko pierwsze. Tak oto mechaniką „o jeden więcej” podwoiliśmy wartość tego największego nowego programu socjalnego od początku XXI wieku, za czym w ślad musiało pójść dokręcenie śruby podatnikom.
Okazuje się więc że nie tylko skrajnie liberalna pozycja w temacie opodatkowania ma silne uzasadnienie w najnowszej historii, ale ma takie i postawa łącząca opodatkowanie w pierwszej kolejności z socjalem, tym najgorszym rodzajem populizmu.
Nie jest w tym kontekście przypadkiem że i sam Murray Rothbard w swoim eseju argumentującym za populizmem prawicowym jako metodą wolnościowej zmiany społecznej, w punkcie pierwszym swojej „ósemki” („Right Wing Populism”, RRR, Styczeń 1992) zawarł Obniżenie podatków w tym w szczególności „najbardziej opresyjnego politycznie i ekonomicznie” podatku dochodowego a w punkcie drugim widniało właśnie ograniczenie dostępności socjalu. Próżno szukać w tym samym programie promocji umów o wolnym handlu, liberalizacji prawa budowlanego czy usprawnienia administracji publicznej. W czym zresztą nie ma nic dziwnego też dlatego że wartość zebranego przez rząd USA PITu przekracza wartość ceł odkąd ten pierwszy został wprowadzony, więc wolny od nadmiernych ceł handel choć jest sprawą głośną, jest już raczej „rozstrzygnięty”, odmiennie niż wolny od nadmiernego opodatkowania dochód.
Da się wreszcie nie bez racji argumentować, że wszelkie inne obciążenia wolności gospodarczej są utrudnieniami i niedogodnościami, utrudniającymi wytwarzanie wartości, natomiast podatki, a zwłaszcza podatki bezpośrednie pobierane od osób fizycznych, są rekwirowaniem wartości już wytworzonej na rzecz celów często sprzecznych z intencjami tego, kto ową wartość wytworzył. Podatki tego rodzaju (bardziej niż jakiekolwiek inne) zresztą naruszają nie tylko wolność gospodarczą, ale i wszelkie wolności osobiste z prawem do prywatności na czele. Aby ściąganie podatków takich jak np. PIT było bowiem skuteczne, rządzący muszą wiedzieć dokładnie kto dla kogo pracował, ile zarobił i jakie po drodze poniósł koszty.
Być może właśnie pierwszym i głównym celem narracji wolnościowej powinien być sprzeciw wobec nadmiernych podatków, zwłaszcza dochodowych, a w ślad za nimi wobec socjalnego populizmu który je powoduje, zwłaszcza z uwagi na stałą tendencję podwyżek opodatkowania bezpośredniego, z uwagi na to że „wolność podatkowa” jest tym obszarem wolności który najszybciej i najbardziej jednostajnie ulega erozji gdy tylko na chwilę przestajemy się o nią upominać?
Na ilustracji pan Dan Behrman, niedoszły kandydat do libertariańskiej nominacji na prezydenta US, który przybrał wdzięczną ksywkę „Taxation is Theft”.
_____
Źródła:
1. Opodatkowanie w dziejach: https://ourworldindata.org/grapher/tax-revenue-national-income-longrun
2. Indeks wolności gospodarczej Heritage: https://www.heritage.org/index/ranking