Chciałem poruszyć temat zbitki słownej która robi niemałą karierę w mediach, także społecznościowych, od paru lat. Ową zbitką jest „Janusz Biznesu”. Określenie oczywiście pejoratywne, kiedyś zdawało mi się oznaczać przedsiębiorcę nierzetelnego i oszusta (jako to kantującego kontrachentów i pracowników), ale spotykam się z nim w coraz szerszym zakresie znaczeń.
„Januszem biznesu” może być każdy mały i średni przedsiębiorca z Polski, który nie daje dobrze płatnych umów o pracę wszystkich chętnych, który śmie nie podzielać narracji progresywno-lewicowej inteligencji itp. Gdy Janusz ma za dużo zysku, jest wyzyskiwaczem. Gdy Janusz ma za mało zysku jest biedaprzedsiębiorcą. Gdy Janusz inwestuje, jest oszustem podatkowym który robi koszty na lewo. Gdy Janusz nie inwestuje, jest winowajcą „pułapki średniego dochodu”. Gdy Janusz nie jest w stanie sprostać jakiejś socjaldemokratycznej regulacji, to jego biznes w sumie „powinien paść”.
Januszem Biznesu można zostać za poglądy, za zatrudnianie ludzi, za nie zatrudnianie ludzi, za dosłownie wszystko. Za bycie biznesmenem.
„Janusz biznesu” stał się prawie synonimem przedsiębiorcy w języku walki klasowej. W komunistycznej Rosji był w propagandzie taki obraz złego kapitalisty, zawsze w cylindrze i z cygarem w zębach, często na worku dolarów.
Niestety ów karykaturalny zły kapitalista jest dziś trudny do wyobrażenia, to zastąpił go w anty biznesowej propagandzie bardziej swojski „Janusz Biznesu”, chciwy kombinator który zamiast (w sposób godny „inteligena”) znaleźć zawód w państwówce (na przykład administracji publicznej czy oświacie), ciągle kombinuje jakby tu kupić taniej a sprzedać drożej. I po drodze podatków za mało zapłacić na priorytety lewakow.
Ów „Janusz biznesu” we wszystkich jego formach zbiera więcej hejtów postępowych lewaków niżeli wszelkie „Kulczyki” i „Bezosy” tego świata, i dzieje się tak nie bez powodu. Majątki i biznesy „Bezosów” są dla prostaczków (i „inteligentów”) tak wielkie że aż niepojętne. Tysiąc, sto tysięcy razy większe od ich własnych. Co innego „Janusz Biznesu” – ten to zarabia 5-10 razy więcej niż średnia krajowa. To jest wyobrażalne. To budzi zawiść. Bardziej lub mniej uzasadnioną. Nie tylko komunistów ale i w równym stopniu liberalnych socjaldemokratów. Kilka milionów net worth to „gorzej” niż miliard. 86 tysięcy rocznego dochodu to „bogacze którym trza się dobrać do skóry”, miliony to liczby tak duże że abstrakcyjne.
Ów „Janusz Biznesu” ma też więcej wad. Bardzo często stereotypowy „Janusz Biznesu” nigdy nie kończył żadnych studiów humanistycznych, za to jest pracowitym człowiekiem i sprawnym organizatorem. To też budzi wstręt i zawiść różnego rodzaju „inteligentów” którzy od „Janusza Biznesu” uważają się za lepszych, ale jednocześnie nie mogą przeboleć tego że „Janusz Biznesu” wozi się nowym SUVem i wcale nie musiał go wyprosić u Państwa Opiekuńczego.
Pośród wielu pewno licznych wad „Januszy Biznesu” największa jest taka że są oni po prostu zaradni i względnie niezależni. I co gorsza, pracują tak, że bogacą się.
Reasumując: Moim zdaniem stereotyp „Janusza Biznesu” to raczej projekcja kompleksów prostaczków (i „inteligentów”) na temat przedsiębiorczości, i „Janusza biznesu” będę w takich kontekstach brał w obronę.